Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 105237.60 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.09 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2009

Dystans całkowity:1112.41 km (w terenie 489.00 km; 43.96%)
Czas w ruchu:53:42
Średnia prędkość:20.72 km/h
Maksymalna prędkość:55.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:198 (99 %)
Maks. tętno średnie:175 (87 %)
Suma kalorii:13115 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:61.80 km i 2h 59m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
109.00 km 30.00 km teren
05:38 h 19.35 km/h
Max prędkość:45.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:178 ( 89%)
HR avg:127 ( 63%)
Kalorie: 3301 (kcal)

Plażowanie

Wtorek, 14 kwietnia 2009 · dodano: 15.04.2009 | Komentarze 24

Dzień zaczął się od lajtowego kręcenia z Xanagazem po ulicach Łodzi w kierunku Kolumny. Gdzieś przed Wolą Żytowską ustalamy z siwym warunki wyścigu. Cel to dojazd do Kolumny na dworzec PKP. Ostatni stawiają piwo zwycięzcom. Napinamy łydki, przyjmujemy aerodynamiczną pozycję wrzucamy duży blat i rozpoczynamy 14 kilometrowy wyścig. Do Kolumny docieramy (chyba) o 14.02 przejeżdżamy przez przejazd kolejowy, oglądając się za naszymi przeciwnikami. Nie ma ! Zadowoleni ruszamy do głównej trasy by tam stanąć z kamerą wśród ludzi i ponabijać się z przegranych :D. W efekcie mijamy się z nimi i powstaje nieporozumienie, które polubownie zostaje załatwione remisem. My jednak z Tomkiem swoje wiemy ;)

Kolumna, pierwsze zakupy za nami, wciąż brakuje najważniejszego ! - kiełbasy


Po zaopatrzeniu się w najpotrzebniejsze rzeczy, aby przetrwać następne 5 godzin w dziczy ruszyliśmy czerwonym szlakiem przez tutejsze bardzo piaszczyste lasy. W Ldzaniu doprecyzowaliśmy kierunek i nanieśliśmy współrzędne piaskownicy na mapę. Tutaj również zaczynały się emocjonujące szybkie i wąskie kawałki między drzewami. Aby do nich dotrzeć czasami trzeba było się wspinać...



początek wycieczki, więc nastawienie do podjazdów jak najbardziej pozytywne



nawet najlepszy wśród najlepszych nie dał rady i musiał pogodzić się z porażką


Błądziliśmy po lesie, a piasku przybywało. Co nie znaczyło, że zbliżamy się do właściwego miejsca. Miejscowa ludność mimo, że zamieszkują w promieniu kilometra od szukanego miejsca - nie wie o co się pytamy, lub jest na tyle pijana, że prawdopodobnie i nie wie jak się nazywa :D
Pokrążyliśmy po okolicy i wypatrzyliśmy odległą o jakieś 1,5 kilometra wydmę. Tak ! to nasze zaginione Eldorado ;]
A to już mozolna i ciężka praca, żeby się na nią dostać

Kto cwańszy ten skorzystał z wyciągu na sam szczyt

Ci pracowitsi wybrali dłuższą drogę


Na górze szło równie ciężko jak na dole, ale były dużo lepsze widoki


Czas nadszedł by zająć się rozpaleniem ogniska. Prace zostały podzielone według równouprawnienia z 1978 r.
Kinga&Kinga;
i jeszcze raz

Siła mięśni w postaci: Marcin, Pixon, Xanagaz przyniosła bale, ociosała i ułożyła z nich standardowy namiot jak to na ognisku.

Niestety suche i spróchniałe drewno wypaliło się na tyle szybko by doprowadzić do osunięcia się kopca



Na ognisku upiekliśmy chleb i marną ilość kiełbasy jak na zapotrzebowania ludu. Wszystko doprawiliśmy musztardą i zrobił się z tego całkiem niezły obiad. Zbliżała się pora wieczorowa 19.00 kiedy postanowiliśmy wyruszyć z powrotem w stronę domu. W lesie poszaleliśmy jeszcze na zjazdach, a łapaliśmy zadyszkę na podjazdach. W efekcie z Ldzania co niektórzy mogli wyjechać trochę zmęczeni. W Krzyżowcu odbiliśmy na czerwony szlak, prowadzący do Pabianic. Tutaj również pożegnaliśmy się z Karotti i udaliśmy w dalszą długą drogę. Ciemność zmieniła naszą trasę i pojechaliśmy wprost do Chechła II.


Wzdłuż torów dotarliśmy do Pabianic i pierwszego otwartego sklepu, by nasz jogurtowy chłopak się pożywił Danonkiem ;). Następnie powrót sennym tempem w stronę Górki Pabianickiej, Gorzewa aż do Lublinka. Gdzie rozpaliliśmy dzisiaj już drugie ognisko.




Ugrzawszy się, zagasiliśmy pozostałą wodą z bidonów i wystartowaliśmy na ostatni już bieg w stronę centrum, w którym to każdy pojechał w swoją drogę. Siwy z Kingą na Widzew/Dąbrowe, a ja z Tomkiem Piotrkowską na północ


Dane wyjazdu:
70.84 km 52.00 km teren
03:30 h 20.24 km/h
Max prędkość:43.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Północna pętla

Niedziela, 12 kwietnia 2009 · dodano: 13.04.2009 | Komentarze 6

Z Kingą na mostku w Arturówku umówiliśmy się na godzinę 11.


Skierowaliśmy się wzdłuż Wycieczkowej (Arturówek->Łagiewniki, a następnie Okólnej w kierunku Modrzewia. Odbiliśmy na zielony szlak i nim jechaliśmy aż do punktu widokowego w Dobrej. Dalej przekroczyliśmy trasę Zgierz-Stryków i wylądowaliśmy na piaszczystej drodze prowadzącej do kopalni odkrywkowej piasku. Zjechaliśmy w samo dno i zrobiliśmy sobie sesje zdjęciową.
Leonardów

Kobieta&technika;- w końcu lada moment inżynier ;)

Podaj cegłę to łatwa rzecz

operator koparki

Co lepsze akty zostawię dla siebie ;), teraz przejdźmy do naszej wędrówki. Wypuściliśmy się dalej na północ, by nasze wojaże zwieńczyć kąpielą w Moszczenicy. Chłód zniechęcił nas skutecznie i powstrzymaliśmy się z kąpielą do następnego razu.
W tym miejscu wykonałem pierwszy telefon do naszych zaginionych w czasoprzestrzeni towarzyszy i umówiłem się z nimi w Białej. Jedziemy do Białej czerwonym, dopiero co odnowionym szlakiem na spotkanie z przeznaczeniem. Usiedliśmy z mieszanymi uczuciami, zrobiliśmy sobie piknik z wody pitej ze śmierdzącego plastikiem bidonu i wykonaliśmy ostatni już dzisiaj telefon. Informacja krótka i treściwa, pozwoliła nam podjąć decyzję: "Jedziemy do Grotnik, odpoczywamy i wracamy do domów". Czerwonym szlakiem przez Rosanów, Lućmierz aż do Grotnik
II postój i oczekiwanie na spóźnialską ekipę, Grotniki


Podjęliśmy decyzję wracamy. Przez rezerwat Grądy nad Lindą i las Krogulec oraz osiedle 650-lecia wracamy do Łodzi. Na 11-go listopada rozstaliśmy się z Kingą i popędziliśmy do domu (800 m. :D)
Zwyczajnie byłby to koniec relacji, jednak nie możemy zapomnieć o naszych "asach wycieczki". Dojeżdżam do furtki, obserwując ulicę przede mną kiedy to zauważam dwie profesjonalnie wyglądające sylwetki kolarzy. Myślę sobie, poczekam zobaczę kto jeździ po mojej ulicy i nie wykupuje u mnie winiet. Kto to był? Zdjęcia mówią samo za siebie.
Lubią kiedy jest o nich głośno i są tzw. "asami wycieczki" :D


ufff 9,8 kg


Dane wyjazdu:
35.18 km 20.00 km teren
01:50 h 19.19 km/h
Max prędkość:33.70 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

W cieniu chwały ;]

Sobota, 11 kwietnia 2009 · dodano: 11.04.2009 | Komentarze 0

Pojechaliśmy z Tomkiem gdziekolwiek byle tylko wypełnić 2 godziny dane mi przez moje zwierzchnictwo (rodzice). Udaliśmy się w takim razie na północ przez las Okręglik w stronę Zgierza. Następnie przez przemysłową część tego miast zwaną Boruta, minęliśmy oczyszczalnie ścieków, by wpaść po drodze do siwego. Zamieniliśmy z nim słów kilka i ruszyliśmy dalej na północ w stronę Grotnik. W Jedliczach A pokrążyliśmy trochę po wąskich, krętych uliczkach aż wyprowadziły nas one w jakiś las. Strasznie piaszczysty jak większość w tych terenach. Wyjeżdżając z tego piasku znaleźliśmy się w Nakielnicy, z której asfaltem i wiatrem w twarz dojechaliśmy pod Aleksandrów. Następnie Brużycą Wielką i Zimną Wodą zawitaliśmy na cmentarz przy ulicy Szczecińskiej. Tutaj spotkały nas pierwsze korki na drogach, których nie sposób było ominąć. Zatem stoimy i odpoczywamy, w grę wchodzi i opalanie. Udało się przecisnąć by dalej kluczyć po jakiś krzakach aż do Traktorowej. Tu każdy się pożegnał i pognał w swoją stronę do domu.

Te herezje, które wypisuje Tomek są wyssane z palca, także trzeba tam cedzić każde słowo, żeby oddzielić prawdę od fałszu


Dane wyjazdu:
63.93 km 8.00 km teren
02:44 h 23.39 km/h
Max prędkość:55.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Wielki Piętek

Piątek, 10 kwietnia 2009 · dodano: 10.04.2009 | Komentarze 4

opis wkrótce, póki co zdjęcia




















Dane wyjazdu:
102.61 km 75.00 km teren
04:55 h 20.87 km/h
Max prędkość:44.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max:189 ( 94%)
HR avg:135 ( 67%)
Kalorie: 3258 (kcal)

Parowy Janinowskie, Brzeziny, kiełbasa - browary

Czwartek, 9 kwietnia 2009 · dodano: 09.04.2009 | Komentarze 4

Dzień zacząłem od wycieczki na rynek (Bałucki) u zbiegu ulicy Targowej i Zgierskiej. Niestety nie udało mi się kupić potrzebnej przelotki. W drodze powrotnej udałem się do pracy w celu wyjaśnienia "Gdzie jest kurwa moje 200 baniek?" :D Wróciłem do domu z nową wiedzą i spokojnie zjadłem mały posiłek przed główną jazdą.

Relax, Take it easy

Dokładnie tak to dzisiaj wyglądało, przyczynę tego trudno się doszukać: może powodem była panująca duchota, może stan duktów leśnych nie pozwalał na więcej, może dlatego, że się starzejemy, może mieliśmy wiatr przez całą drogę w twarz, może nasze rowery są za ciężkie, a może po prostu zwyczajnie dzisiaj zluzowaliśmy poślady i zrobiliśmy sobie wypoczynek na rowerze. Z dalszym monologiem i ujętym dramatyzmem całej sytuacji można zapoznać się u Xanagaza
Do rzeczy, wyjazd z kaloryfera ok. 11.00 w kierunku północnego wschodu. Pojechaliśmy lekko zmodyfikowaną trasą maratonu Mazovia. Po drodze mijaliśmy kilkanaście ampułek po żelach wspomagających zawodników na końcówce trasy. Przez rezerwat Struga Dobieszkowska, a następnie w Starych Skoszewach zaopatrzyliśmy się w piwo, które wypiliśmy w kolejnym rez. Parowy Janinowskie.

Leżąc tak i myśląc nad lepszym jutrem, wpadliśmy na pomysł nad lepszym dniem dzisiejszym. Mianowicie mając miejsce na ognisko, pojechaliśmy tylko po prowiant. Popędziliśmy czym prędzej do Brzezin przez las a po skończeniu się drogi i przez pole gospodarza (ostatnio coraz częściej się to zdarza). Następnie Grzmiąca, Tadzin i Brzeziny. Kupiliśmy towar, nie było to łatwe w tej zabitej dechami wiosce znaleźć sklep mięsny.
Zadowoleni wróciliśmy do lasu zrobić to wymarzone ognisko.


Objedzeni po kilkuminutowej sjescie ruszyliśmy w stronę Łodzi. Jak to zwykle bywa wiatr w twarz, dużo piachu i ciągle pod górę; jednak nie ma tragedii przecież nie będziemy narzekać, bo to strata energii. Wróciliśmy drogami oznaczonymi zielonym szlakiem. W okolicach Dobrej, Tomek nie wytrzymał i musiał sobie ulżyć przyspieszając, ciśnienie po ok. 2 km uszło i dalej spokojnie na punkt widokowy w Dobrej i piaszczystym podjazdem do Łagiewnik. Czerwony szlak zaprowadził nas do Arturówka, a dalej na Radogoszcz, na którym było uroczyste przekazanie laski...




...kiełbasy :P

Dane z pulsometru
HZ 42%
FZ 41%
PZ 8%


Dane wyjazdu:
21.55 km 3.00 km teren
00:53 h 24.40 km/h
Max prędkość:47.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Na wf

Środa, 8 kwietnia 2009 · dodano: 08.04.2009 | Komentarze 0

Dojazd na politechnikę na wf.


Dane wyjazdu:
98.84 km 85.00 km teren
04:40 h 21.18 km/h
Max prędkość:50.00 km/h
Temperatura:18.0
HR max:198 ( 99%)
HR avg:160 ( 80%)
Kalorie: 3056 (kcal)

Mazovia MTB Łódź

Niedziela, 5 kwietnia 2009 · dodano: 07.04.2009 | Komentarze 1

Wstałem o 8.00 niewiarygodnie dobrze wypoczęty po wczorajszym dniu pracy, ruszyłem do kuchni by lepiej przyjrzeć się strawie, która zasili dzisiaj moje wojaże. Makaron już był ugotowany, jogurt leżał na swoim miejscu w lodówce. Nie zastanawiając się długo zmieszałem jedno z drugim i zacząłem konsumpcję.
Po 9.00 gotowy wyszedłem z domu i skierowałem się do biura zawodów w Arturówku. 1300 osób to nie przelewki, stąd kolejka po odbiór numerka, chipa lub opłatę za start w maratonie wystarczająco duża by spóźnić się na zdjęcia teamu. Odebrawszy wszystko i jeszcze więcej pojechałem na parking by zostawić swoje rzeczy, niestety wszyscy już pojechali na ustawianie w sektorach. Na szczęście chłopaki z Maxibike użyczyli miejsca w bagażniku u siebie, wielkie podziękowania dla nich.

Ruszyłem na parking by stanąć w swoim sektorze IV.
Godzina 11.10 wystartował pierwszy sektor. 4 minuty później również i my.

3.....2......1......Start !

Spokojnie ruszyłem, żeby nie zakończyć maratonu już na samym początku, wyjeżdżając na prostą stale przyspieszałem, aż osiągnąłem punkt gdzie dalsze napinanie się odbierało za dużo sił, a dawało za mało efektów. Wysunąłem się na czoło naszego sektora i powoli zaczynałem doganiać słabszych kolarzy z 3 sektora. Przy zjeździe do kapliczek mijałem już pierwsze osoby z sektora przede mną m.in. koleżankę z teamu Anie. Wjeżdżamy w teren i prędkość diametralnie spada, do ok. 18 km/h po tak szybkim starcie tutaj przychodzi chwila relaksu i wyciszenia :D. Wystarczy tego luzu! czas zacząć przesuwać się w stawce wyżej i wyżej, dalej i dalej i tak aż do mety. W wąwozie oznaczonym trupią czaszką, wszyscy zwalniają niemalże do 0 - w końcu niebezpieczny punkt, trzeba się sporo nakręcić kierownicą, żeby ich wszystkich powymijać. Za wąwozem zjazd do podnóża punktu widokowego przy Dobrej na który rzecz jasna trzeba podjechać. Kolejnych kilka pozycji w górę i następny zjazd, na którym ludzie zamiast odpoczywać, bo kręcenie dla niektórych to za dużo (rozumiem ich) to jeszcze hamują, to jest już nie pojęte !!! :O Tak to wyglądało mniej więcej do 50 km. Nogi podawały bardzo dobrze do tego momentu. Później było już coraz gorzej, a ostatnie podjazdy jechałem już tylko z myślą, że zaraz będzie meta i bufet. Poważnym błędem było liczenie na bidon z ekstraktem od teamu. Nie doczekałem się chociażby z racji spóźnienia. Więc cały maraton byłem zmuszony przejechać na wodzie którą dostawałem w bufetach. Nie było by źle gdyby ów woda była podawana z ustnikami, a nie odkręcona, z którą tak na dobra sprawę nie było co zrobić gdy się całej nie wypijało. Na ostatnich 15 kilometrach nachodziły mnie dreszcze a na całym ciele czułem chłód jakby ktoś włączył dookoła klimatyzację, były to już poważne oznaki odwodnienia, na domiar złego w parowach janinowskich przebiłem dwa razy w krótkich odstępach czasu przednią dętkę, naprawa zajęła mi ok. 20 minut. Poważna strata czasowa i psychiczny dołek zmniejszył skutecznie wolę walki. Ostatnie kilometry wymagające, z racji 4 ciężkich podjazdów, kto był ten wie o czym mowa. Wjazd na metę w Arturówku i ogromna ulga, że to już koniec tej drogi przez mękę.

Ostateczny wynik.
2009-04-05, Łódź
Mazovia MTB Marathon, Giga (M1)
dystans: 80 km
prędkość średnia: 21.4 km/h
czas zawodnika: 03:44:31
czas zwycięzcy open: 02:42:17
czas zwycięzcy kat.: 03:01:29
miejsce w open: 172/275
miejsce w kat.: 14/20

Chwila refleksji: Początek sezonu pierwszy maraton za nami, nabyliśmy nowego doświadczenia, rower wreszcie poczuł co to znaczy jazda na maksa. Pierwsze spotkanie z nowym teamem, z sympatycznymi i równie zakręconymi ludźmi jak ja, a po maratonie oczywiście piwo u parówy i powolny rozjazd do domów.

zdjęcie z trasy tuż przed metą nr.846


Dane wyjazdu:
13.89 km 3.00 km teren
00:40 h 20.84 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

praca

Czwartek, 2 kwietnia 2009 · dodano: 06.04.2009 | Komentarze 0

Wyszedłem z domu, parę minut wcześniej, by po rozkoszować się pierwszymi w tym roku ciepłymi promieniami słońca, dlatego też pojechałem trochę na około.
W drodze powrotnej żeby podnieść sobie poziom adrenaliny wróciłem ul. Szczecińską i Sianokosy. Obie drogi należą do tych gdzie zapomniano że to jeszcze miasto i nie ma latarni. Panują tutaj egipskie ciemności, a otaczający drogę las wyraża pełne sprzeciwu dźwięki, że ktoś zakłóca ciszę.