Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 105490.78 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Dane wyjazdu:
315.00 km 301.00 km teren
12:50 h 24.55 km/h
Max prędkość:39.50 km/h
Temperatura:35.0
HR max:175 ( 87%)
HR avg:144 ( 72%)
Kalorie: 9655 (kcal)

Mazovia 24h Wieliszew

Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 13

O maratonach 24 godzinnych nasłuchałem się dużo dobrego od ludzi w nich startujących. Już od dwóch lat byłem zachęcany do startu, jednak z roku na rok zwlekałem z różnych powodów. W tym roku mimo, że nie zrobiłem wcześniej żadnego przygotowania specjalnie pod tę imprezę, pomylenia termin zawodów i o samym wyjeździe dowiedziałem się dzień przed, postanowiłem, że pojadę! Jeszcze w Łodzi siedząc przy komputerze i ślęcząc nad stroną maratonu, zapisałem naszą drużynę duo mix:
- karotti
- ja
Oraz wpłaciłem niemałą opłatę startową, żeby w dniu wyjazdu nie zrezygnować.

Impreza zaczęła się od biegu do swojego roweru na odcinku ok. 200 m, spędzili wszystkich zawodników z solo oraz po jednym zawodniku z zespołu: duo i quatro jak bydło w zagrodzie na start i zaczęli odliczać ostatnie sekundy do biegu. Moje ciśnienie i nerwy przed startem rosły proporcjonalnie do wzrostu temperatury, która dzisiaj osiągała nawet 35°C. Wystartowaliśmy leniwie na dźwięk gwizdka i zaczęło się poszukiwanie swojego roweru - przynajmniej w moim przypadku - i przeciskanie się między ludźmi, którzy już swoje maszyny znaleźli i chcieli szybko wyjechać na rundę. W końcu natknąłem się na swoje cacko leżące tam gdzie je zostawiłem, przecisnąłem się między dwoma rowerami o jeden się prawie potykając. Ruszyłem na pierwszą rundę naładowany samymi pozytywnymi myślami. Przez większą część trasy próbowałem dogonić bikeluqa z teamu maxxbike jadącego z czołówką, którego widziałem przed sobą. Niestety mimo ciągłego wyprzedzania i mocnego tempa nie udało mi się. Początek trasy był stosunkowo łatwy. Jechaliśmy po wale wzdłuż jeziora Zegrzyńskiego. Ubita ścieżka pozwalała rozwijać duże prędkości co owocowało nadrabianiem straconych minut lub odpoczywaniem zmęczonym mięśniom po przejeździe przez piachy. Następnie zjazd z wału na krótki odcinek asfaltowy (700m), zakończony wdrapywaniem się ponownie na wał. Omijanie ludzi i trzymanie się wąskiej ścieżki między trawami to główne atrakcje pierwszych kilometrów. Dalej droga prowadziła między łąkami nad którymi w nocy tworzyła się wspaniała mgła, która skutecznie rozpraszała światło naszych lampek i skraplała się na okularach. Po jeździe wśród cykających świerszczy, przyszedł czas na podziwianie koni na wybiegach w okolicach stadniny i odbicie przejazdu na macie odmierzającej czas. Następnie krótki odcinek moczenia się w kałużach, z którymi co niektórzy nie mogli sobie poradzić i wyjazd na proste drogi zmierzające do lasów, i... zmaganie z piaskiem. Kolejne kilometry w lesie u każdego wywoływały skręt w żołądku i wpływały negatywnie na wolę walki. O ile pierwsze rundy jeszcze były przejezdne, tak z każdą mijającą godziną robiło się coraz gorzej. Wszędzie piach i duchota wyciągały z nas zapasy energii. Krążyliśmy po ścieżkach topiąc się w piachu i zastanawiając się kiedy to się skończy. Wyjazd z lasu zawsze wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Ostatnie metry rundy były wyznaczone między namiotami i chodzącymi pośród nich odpoczywającymi zawodnikami, podającymi bidony czy robiącymi zdjęcia. Tu również trzeba było uważać by na kogoś nie wpaść. Wjeżdżając na stadion po ok. 32 minutach miałem za sobą pierwsze okrążenie.
Zgodnie z umówioną taktyką mieliśmy z karotti robić po dwa okrążenia. Wyjechałem na kolejne okrążenie, które było równie szybkie, męczące i emocjonujące. Różnica była taka, że tym razem się nie zgubiłem. Na pierwszym byłem tego bliski, gdybym zaufał plecom osób jadących przed sobą. Po kolejnych 32 minutach zjechałem z drugiej pętli dając możliwość wykazania się Kindze. W międzyczasie w bufecie uzupełniałem zapasy wody, podjadając pomarańcze i grejpfruty. Przegryzłem kilka ciastek, zjadłem trochę chleba z ostrym salami i serem, i niezastąpionym na każdym maratonie czekoladowo-orzechowym Kremusiem. Przed wyjazdem na następne dwa okrążenia nasmarowałem piszczący już łańcuch i stanąłem w strefie zmian czekając na przyjazd Kingi. Szybko minął czas relaksu i kiedy ujrzałem wjeżdżającą koleżankę z drużyny na metę zrobiło mi się trochę smutno, że skończył mi się odpoczynek. Kolejne rundy jechałem już trochę wolniej (do 18 zajmowało mi to nadal w granicach 35 minut). Kiedy przyszedł czas na ciepły posiłek "regeneracyjny" ucieszony poszedłem z karteczką po danie. Jakże było moje wielkie zdziwienie gdy zamiast posiłku dostałem "przekąskę", bez mięsa, z sosem przypominającym wodę z solą i keczupem o wielkości 5 kęsów. Usiadłem na ławce szczęśliwy, że mogę pokrzepić się czymś ciepłym. Po minucie zdegustowany wielkością porcji i faktem, że po moim posiłku nie zostało już śladu zebrałem się do namiotu zjeść kolejne kromki chleba. Godziny płynęły wolno, zaczynało się ściemniać, a wraz z zachodzeniem słońca spadała temperatura. Z jednej strony jechało się lepiej - spadek temperatury, ale z drugiej dochodziło zmęczenie. W efekcie było równie ciężko jak przed godziną, dwoma czy trzema. Około 22 wjechałem na pierwszą swoją nocną rundę. Miałem więc okazję przetestować swoją lampkę kupioną zaledwie miesiąc temu z myślą o tych właśnie zawodach. Na trybie średnim spisywała się znakomicie, rozpraszając ciemności (miało się wrażenie, że znów zawitał dzień). Dopiero wjeżdżając we mgłę rozpościerającą się nad łąkami miałem problemy z rozproszonym światłem i zbyt dużą mocą oświetlenia. Jakoś sobie z tym można było poradzić i walczyć dalej.
Nie wspomniałem jeszcze o wynikach.
Wyniki były aktualizowane mniej więcej co 4 godziny. Już na pierwszej liście byliśmy z Kingą na prowadzeniu w kategorii duo mix. Z jednej strony wiadomość ta była naszym czynnikiem napędowym do ciągłego zmagania się z wyczerpaniem, z drugiej zaś wywierała na nas olbrzymią presję. W połowie wyścigu sytuacja się nieco uspokoiła kiedy Kinga poprosiła mnie o przejechanie jednego okrążenia więcej niż dotychczas i tym samym urosła nam przewaga nad drugim miejscem +1 okrążenie. Godziny 2-4 to chyba jedne z trudniejszych chwil. Podczas odpoczynku i leżenia na karimacie w oczekiwaniu na zmianę oko samo się zamykało, człowiek dopiero wtedy czuł jak bardzo organizm jest już zmęczony. Na jednym z takich odpoczynków tak mi się zasnęło, że Kinga musiała przyjechać pod namiot i z krzykiem mnie z niego wyciągnąć. Byłem ogromnie zdziwiony co się dzieje, dość szybko się otrząsnąłem i śpiący z pełnym pęcherzem pojechałem na pętle. To okrążenie przejechałem błyskawicznie, by jak najszybciej znaleźć się na mecie i skorzystać z toalety.
Noc powoli ustępowała miejscu dniu wokół zaczynała napływać fala upału, zwiastująca kolejny gorący dzień. Było już dobrze po 6, przed nami zostało ok. 5 godzin jazdy. Czyli jeszcze ok. 3 okrążenia dla jednej osoby i 2 dla drugiej. Postanawiamy z Kingą zmienić taktykę i robić po jednym okrążeniu. Psychicznie przygotowywałem się, że niedługo nastanie upragniony odpoczynek. Około 8 rano moja nieustraszona towarzyszka z wielkim bólem i odparzeniem dojeżdża na metę, a przede mną 4 godziny jazdy, 4 godziny walki z myślami "a może wystarczy tej jazdy?", "może już nas nie wyprzedzą?", "może bym tak sobie zrobił już odpoczynek?" NIE! 4 godziny to stanowczo za dużo czasu dla przeciwnika i za mała strata do nadrobienia. Zagryzłem więc zęby i zacząłem jechać swoje, byle do przodu. Na jednym z okrążeń na wale dogonił mnie bikeluq wjechałem mu na koło i przez pierwszą połowę rundy trzymałem dzięki niemu dobre tempo. Później odpuściłem już wiedząc, że jeszcze co najmniej 3 rundy przede mną, a jazda z tym koksem wyczerpie mnie doszczętnie. Wrzuciłem niższy bieg i dalej pojechałem już swoim tempem. Po 10 kończę drugą rundę i wjeżdżam na kolejną wyczerpany zmaganiem z piachami. Wał daje chwilę wytchnienia i oprócz krzyków na pieszych "Uwaga!", nic się tu nie dzieje. Krzyczenie na tych baranów "lewa" czy "prawa" nie daje efektu, ponieważ często schodzą nie tam gdzie powinni. Kończę 20 okrążenie ok. 11, przede mną ostatnie "finałowe" zmaganie z trasą, którą już zdążyłem chyba znienawidzić, szczególnie odcinek leśny z piachem po pachy :D.
O 11.38 wjeżdżam na metę szczęśliwy, że to już koniec.

Zdjęcia autorstwa Bartka Sufina
Podjazd na wał - zdjęcie Bartek Sufin © Pixon

Zjazd z Wału - zdjęcie Bartek Sufin © Pixon

Zjazd z Wału - zdjęcie Bartek Sufin © Pixon

Zdjęcie autorstwa Basi B.
I zaczynamy kolejne okrążenie - Zdjęcie Basia B. © Pixon


Ostatecznie zajęliśmy pierwsze miejsce w kategorii duo mix na 12 drużyn. Uzyskaliśmy przewagę nad drugim miejscem dwoma okrążeniami. Trzecim brakło do nas 7 okrążeń :D
24h Wieliszew pudło! © Pixon


Statystyki:
miejsce 1/12
ilość okrążeń: 35
w tym moje: 21
długość okrążenia: 15 km
Dane z pulsometru
AVG 144
KCAL 9655 !
HZ 50%
FZ 28%
PZ 22%
inne
3 chleby tostowe
paczka salami
paczka szynki
paczka sera
kremuś "czekoladowo-orzechowy"
ok. 15-20l wody



Komentarze
Djablica | 21:23 środa, 14 lipca 2010 | linkuj Wow, kolejny wariat rowerowy, tę cyklozę komary przenoszą, czy poprzez smar do łańcuchów, czy jak to się dzieje? Nawet kobietę zainfekowało...nie wiem, czy nie zacząć się bać ;p Od jutra profilaktycznie jazda tylko po bułki...pozdrowerek i gratulacje.
JPbike
| 13:37 środa, 14 lipca 2010 | linkuj Gratulacje :)
tenbashi
| 13:06 wtorek, 13 lipca 2010 | linkuj Wielki szacun dla Teamu! Niewyobrażalny wynik ! Gratuluje.
karotti
| 12:10 wtorek, 13 lipca 2010 | linkuj no cóż mogę więcej dodać Koksie...Niby jechaliśmy w teamie, ale zwycięstwo należy w co najmniej 2/3 do Ciebie. Czuję ogromny niedosyt, że nie pojechałam chociaż jeszcze okrążenia, bo siły jakieś miałam... Mam nadzieję, że dasz mi okazję bym mogła udowodnić, że zasługuję na jazdę w Mixie z Tobą.
klosiu
| 08:30 wtorek, 13 lipca 2010 | linkuj Widze ze bikestatsowicze zarzadzili na tym wyscigu . Gratki :)
maniek85
| 08:30 wtorek, 13 lipca 2010 | linkuj Gratulacje
flash
| 07:30 wtorek, 13 lipca 2010 | linkuj Gratulacje :)
siwy-zgr
| 06:25 wtorek, 13 lipca 2010 | linkuj dokładnie tak jak powiedział Pluca :) Gratulejszyn :)
wober
| 17:48 poniedziałek, 12 lipca 2010 | linkuj wiesz co sie liczy szacunek kolarza na ulicy :)
Gratulacje
bikeluq
| 17:46 poniedziałek, 12 lipca 2010 | linkuj Lepiej się tego nie dało napisać ;) Gratuluje... KOKSIE !!!
Pixon
| 16:45 poniedziałek, 12 lipca 2010 | linkuj Proszę już jest wszystko :)
siwy-zgr
| 16:05 poniedziałek, 12 lipca 2010 | linkuj Nieźle. Szacunek za wytrzymałość. Kiedy jakieś wyniki dokładne zamieścisz?
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa eczet
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]