Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 107748.18 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.01 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2017

Dystans całkowity:805.00 km (w terenie 226.00 km; 28.07%)
Czas w ruchu:20:04
Średnia prędkość:15.69 km/h
Maksymalna prędkość:60.50 km/h
Suma podjazdów:5077 m
Maks. tętno maksymalne:183 (92 %)
Maks. tętno średnie:146 (73 %)
Suma kalorii:6029 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:33.54 km i 2h 52m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
18.00 km 10.00 km teren
01:27 h 12.41 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Równica i Beskidek

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 21.08.2017 | Komentarze 0

Pierwszy dzień za nami. Prezentacja drużyny CST za nami. Zeszło nam z tym prawie całe popołudnie. Wróciliśmy do domku na obiad, zostało jeszcze trochę dnia dzięki czemu mogłem sobie pozwolić na godzinną jazdę rowerem. Ponownie wspiąłem się na szczyt Równicy.
Początek męczącej drogi na szczyt, tutaj jeszcze niepozornie
Początek męczącej drogi na szczyt, tutaj jeszcze niepozornie © Pixon

Dzisiaj już poszło lepiej, podobno po znanych drogach na których wiesz czego możesz się spodziewać jedzie się lepiej. Może i jest coś w tym.
Wdrapałem się na Równicę, a dalej zjechałem śladami wczorajszych zawodów Uphil Równica w stronę Beskidka. Tutaj, na górskim szlaku spotkałem zrozpaczonego faceta, który błagalnym głosem poprosił mnie o pomoc w wydostaniu się z stąd, gdyż zabłądził. Z zaciekawieniem spojrzałem na niego, oraz auto którym tu wjechał: Citroen C2. Jeśli nie wiecie jak to wygląda, radzę sprawdzić w google :)
Pan tłumaczy się, że chciał dojechać do Brennej, a nawigacja go poprowadziła przez góry... Dojechał aż tutaj, a dalej nie ma jak, bo mu auto nie podjedzie. Pyta się jak ma wrócić. Najlepiej po swoi śladzie pomyślałem, jednak facet był tak zestresowany tą całą sytuacją, ze już zapomniał jak się tu znalazł. Ostatecznie poradziłem mu, żeby kierował się szeroką drogą aż na sam dół. Mam nadzieję, ze nie spadł gdzieś w przepaść ;)

Dalsza jazda już bez przygód. Ano może na jednym ze zjazdów zaskoczył mnie nagły skręt w lewo, ściąłem ten zakręt i wylądowałem kawałek poza trasą.

A wieczorem korzystając z okazji mieszkania poza cywilizacją wyszedłem porobić zdjęcia nocnego nieba :)






Gwiaździsta noc nad Brenną
Gwiaździsta noc nad Brenną © Pixon
Gwiaździsta noc nad Brenną #1
Gwiaździsta noc nad Brenną #1 © Pixon
Gwiaździsta noc nad Brenną #3
Gwiaździsta noc nad Brenną #3 © Pixon
Gwiaździsta noc nad Brenną #4
Gwiaździsta noc nad Brenną #4 © Pixon


Dane wyjazdu:
33.40 km 30.00 km teren
03:26 h 9.73 km/h
Max prędkość:60.50 km/h
Temperatura:
HR max:168 ( 84%)
HR avg:126 ( 63%)
Kalorie: 1850 (kcal)

Równica, Błatnia, Klimczok

Piątek, 4 sierpnia 2017 · dodano: 21.08.2017 | Komentarze 0

Wstałem, zadziwiająco dobrze działają moje nogi. Zero zakwasów, jest tylko lekkie zmęczenie. Może jednak dzisiaj coś pojeździmy :)

Po południu zapowiadają opady deszczu. Dlatego dobrze by było zjeść śniadanie i czym prędzej wyjechać w góry. Ponownie cała operacja pakowania, szykowania. Właścicielka domu w którym mieszkamy, powiedziała, że na Równicę można w łatwy sposób wjechać lasami. Ruszyłem, łatwo ani szybko nie było. Na pewno krótko - 2 kilometry i 400 m w pionie!! Rzeźnia! Napęd 1x11 32x42, co więcej tłumaczyć przepychanie.

Podjazd na Równicę
Podjazd na Równicę © Pixon

Szczyt zalesiony, więc zbyt wiele nie widać, wystarczy jednak zjechać troszkę w stronę schroniska i mamy widok na Ustroń i pozostałe pasma górskie. Pięknie jest ! W schronisku, usiadłem by zjeść małe słodkie co nieco.
Równica panorama
Równica panorama © Pixon

Z powrotem wjechałem na Równicę i odbiłem na żółty szlak. Musiałem sprawdzić okoliczne tereny pod kątem zbliżającej się sesji zdjęciowej dla CST Team. Zaraz jak się zaczyna zjazd, mijamy przyjemnie wyglądającą skałę. Dobry materiał do zdjęć! Zjazd, jak każdy inny, upływa bardzo bardzo szybko. Sporo luźnych kamieni podnosiły adrenalinę. Na samym końcu, trzeba mocno uważać, żeby nie przelecieć przez kierownicę. Wyjeżdżam na utwardzoną drogę, którą zjeżdżam do Brennej.

Ponownie na dole. Zaczęło kropić, pierwsza myśl to czy wracać na kwaterę by uchronić się przed deszczem? Kurde w górach z rowerem bywam raz na hmm 3/4 lata z rowerem, więc nie! Jedziemy dalej. Ponad to do południa i zapowiadanych opadów jeszcze trochę czasu zostało. Dziś w planach jeszcze Błatnia i Klimczok, czyli miejsca doskonale mi znane z ubiegłych lat.

Podjeżdżanie z Brennej prostą jak strzała drogą do góry. Przez to, że nie ma ona żadnych zakrętów, tylko wjedzie prosto na grzbiet jest ona szalenie stroma. Odcinkami niestety nie obyło się bez pchania. Oczywiście wtedy czas potrzebny na dotarcie na szczyt wydłuża się bardzo. Pozostaje zagryźć zęby i pchać ten rower. Jest to dodatkowo utrudnione, kiedy otacza cię parne powietrze. Będąc już na grzbiecie jazda staje się duża przyjemniejsza. Choć nie w każdym miejscu łatwa. Znów spotykam na swojej drodze odcinki z pchaniem roweru. W pewnym momencie wyjeżdżam na ostatnią prostą prowadzącą do schroniska na Błatniej. Po drodze mijam małżeństwo które pyta się mnie o odległość do schroniska. Według mapy, mamy jeszcze około 500 metrów do niego. Chwila moment i jesteśmy.
Schronisko PTTK Błatnia
Schronisko PTTK Błatnia © Pixon

Tutaj pojawia się pierwsza ulewa, którą muszę przeczekać siedząc na ławce przed schroniskiem. Jest względnie ciepło, sucho i wygodnie. Wyciągam herbatniki, bidon z izotonikiem i ładuję akumulatory. Czekam cierpliwie aż się wypogodzi. Krótkotrwały ale intensywny opad deszczu wkrótce przechodzi. Ruszam dalej w drogę. Na tych ścieżkach czuję się prawie jak w domu. Wiele z nich pamiętam z poprzednich wizyt. Dlatego ten odcinek mija mi bardzo szybko i właściwie bezboleśnie. Dojeżdżam do Klimczoka.
Widok z Klimczoka, na Halę i schronisko w dole
Widok z Klimczoka, na Halę i schronisko w dole © Pixon
Schronisko PTTK Klimczok
Schronisko PTTK Klimczok © Pixon

Stąd zjeżdżam do Przełęczy Karkoszczanki. Pierwszy odcinek prowadzi do mokrego najeżonego korzeniami singla, gdzieniegdzie jestem zmuszony przeprowadzić rower. Ostatni odcinek stromo, stromo w dół. Pilnuje się żeby nie zagotować hamulców. Nie jest lekko. Z przełęczy już prosta droga w dół do Brennej. I kolejny dzień pięknie wypełniony.

Poniżej prawdziwy powód dla którego się tutaj znaleźliśmy :)
Nasz cel podróży na południe
Nasz cel podróży na południe © Pixon


Dane wyjazdu:
58.30 km 50.00 km teren
05:26 h 10.73 km/h
Max prędkość:53.60 km/h
Temperatura:35.0
HR max:183 ( 92%)
HR avg:146 ( 73%)
Kalorie: 4179 (kcal)

Barania Góra zdobyta

Czwartek, 3 sierpnia 2017 · dodano: 21.08.2017 | Komentarze 1

Beskid Śląski, to tutaj zacząłem swoją przygodę z górami oglądanymi z siodełka rowerowego. Przywiozłem z nich masę dobrych wspomnień. Dzisiaj po 9 latach wróciłem, by zmierzyć się ze szczytami, które zapamiętałem jako trudne do zdobycia, lub wręcz niemożliwe. Takim celem wyprawy miała być dzisiaj Babia Góra. Już wtedy z Emilem szykowaliśmy się na nią, jednak odległość, zmęczenie innymi wycieczkami, które wtedy odbyliśmy zniechęciło nas do jej ataku.

Dzisiaj ruszyłem na szlak z Brennej, wydaje się ciut bliżej niż Szczyrk, by atakować Baranią. Jak już jestem w górach, to chciałem to wykorzystać na maksa. Dlatego nie wybierałem najkrótszej drogi do celu. Pierwsze co skupiłem się na poszukaniu jakiegoś tracka na gpsies.com wytyczonego przez lokalnych chłopaków  Mając jednocześnie nadzieję na uniknięcie większego wpychania roweru, po trudnych szlakach pieszych. Wolałem takie strome odcinki zostawić sobie do zjazdów.

Zaopatrzony w ślad gps, z napełnionym bukłakiem po brzegi wodą oraz bidonem pełnym izotoniku ruszyłem na szlak. Zanim jednak to nastąpiło musiałem jeszcze dokonać ciężkiego wyboru, brać lustro czy nie. Jeśli tak to z jakim obiektywem. Wziąłem..., prócz 3 litrów wody, kilogramowy aparat z najmniejszym obiektywem jaki mamy, 10,5 mm - powiedzmy że w miarę uniwersalny.

Jechałem przez Brenną asfaltową drogą w kierunku przełęczy Karkoszczanka. Droga powoli się wznosiła, im bliżej do przełęczy, tym nachylenie było coraz większe. Po drodze mijałem niewielu turystów, może ze 3 rodziny. Asfalt się skończył, zaczęła się prawdziwa wspinaczka. Było ciężko, bardzo ciężko. W Łodzi w zasadzie ciężko jest się zmusić do takiego wysiłku, jaki na tych kilkuset metrach, bo tyle ma najbardziej stroma część, może kilometr, organizm musi znieść.

Uff na szczycie. Widoków nie było za ciekawych, więc nawet nie wyciągam aparatu, jedziemy dalej. Tym razem trochę już łatwiej, jadę grzbietem wzdłuż czerwonego szlaku. Jest pięknie, niemiłosiernie gorąco, jest wcześnie rano a już jest około 30°C. Zapowiada się gorący dzień. Postanowiłem chwilę odpocząć w cieniu jak widać na poniższym zdjęciu nielicznych drzew.
Beskid Węgierski - chwila wytchnienia po wjeździe na przełęcz Karkoszczankę
Beskid Węgierski - chwila wytchnienia po wjeździe na przełęcz Karkoszczankę © Pixon
Beskid Węgierski - chwila wytchnienia po wjeździe na przełęcz Karkoszczankę
Beskid Węgierski - chwila wytchnienia po wjeździe na przełęcz Karkoszczankę © Pixon

Walkę czas zacząć ponownie, tym razem już jest trochę łatwiej. Za mną najwyższy szyt Beskidu Węgierskiego, a przede mną zjazd na przełęcz Salmopolską. Z której przez moment jadę jak na Skrzyczne, by ponownie odbić w stronę żółtego szlaku. Kieruje się tym razem na Czupel. Piękna panorama plus tablica z nazwami szczytów. Chętnie bym tam został dłużej. Niestety szczyt jest odkryty, co w dzisiejszym pełnym słońcu i temperaturze ponad 30°C zdaje się nie najlepszym pomysłem.

Zjeżdżając ze szczytu, gubię na moment szlak. Kieruję się na azymut, po chwili wracam na właściwe tory.Panorama Czupel
Panorama Czupel © Pixon
Panorama Czupel
Panorama Czupel © Pixon

Przede mną fajny długi zjazd do miejscowości w okolicach Wisły. Tym razem jadę w stronę Willi prezydenta czy jakoś tak. Po drodze mijam Jezioro Czerniańskie. Upał straszny! I wiecie co jest jeszcze najgorsze? Wczoraj na szybko zalewałem oponę mleczkiem. Pośpiech itd. sprawił, że wentyl jest za słabo dokręcony, kiwa się na boki, przez co ładnie ucieka sobie przez niego powietrze. Co jakiś czas muszę się więc zatrzymać by dopompować oponę. Noszzz kurwaaaaa! Strasznie nie lubię takich problemów. Pomarudziłem wróćmy do opisu, pięknych widoków.

Jezioro Czerniańskie
Jezioro Czerniańskie © Pixon

Na Baranią Górę początkowo wiedzie droga asfaltowa, a później szutrowa. Kończą się one w schronisku. W którym za niezłe pieniądze można się napić zimnego ciemnego piwa. W takie upały polecam. Piwo stawia mnie na nogi. Niestety zakupiony w sklepie na dole banan, okazuje się kompletnym niewypałem. Jest cały niedojrzały, jego zjedzenie może zakończyć się wizytą w krzakach. Wywalam całość. Przy schronisku zagaduje jakiegoś Czecha o dalszą drogę na szczyt. Mówi, że wjazd niemożliwy, raczej podprowadzanie.

Jest w tym sporo racji. Początkowy odcinek jest straszny. Mega ciężki. Sporo luźnych kamieni i stromo utrudnia jazdę pod górę. Cisnę ile sił, lecę w trupa. Puls od razu idzie w górę. Nie da rady jechać tak na maksymalnych obrotach całą drogę. Więc odcinkami, pcham rower. Przed sobą widzę lekkie wypłaszczenie to znak, że już jestem blisko. Rzeczywiście, niebawem docieram na szczyt.
Podjazd pod Baranią Górę
Podjazd pod Baranią Górę © Pixon
Podjazd pod Baranią Górę
Podjazd pod Baranią Górę © Pixon

Jestem! Barania Góra zdobyta, udało się. Mimo, że nie było łatwo, to było warto. Widoki wynagradzają, wchodzę na wieżę widokową i podziwiam odległe góry widoczne na horyzoncie. Robię zdjęcia, a później padam w cieniu by odpocząć.
Barania Góra - panorama #1
Barania Góra - panorama #1 © Pixon
Barania Góra - panorama #2
Barania Góra - panorama #2 © Pixon
Barania Góra - panorama #3
Barania Góra - panorama #3 © Pixon

Nie jest dobrze, zaczynam mieć już ciarki. To efekt przegrzania. Muszę odpocząć. Siedzę, leżę tak z 30 minut, aż się poczuję lepiej. Zaczynam się robić senny, żeby nie zasnąć na szczycie wsiadam na rower i zaczynam zjeżdżać w kierunku Malinowski Skał. Niczym palcem po mapie, pokonuje kolejne wzniesienia. Przede mną długa droga, całe szczęście że w większości już z górki. Zjazdy są fajne, nie tak wymagające jak ze Skrzycznego, ale mimo wszystko niejednokrotnie hamulce robią się czerwone od temperatury.

Kolejne miejsce, kolejna krótka regeneracja. Zjadam sandwicza, tak na prawdę kanapkę ale po całodniowym przebywaniu w ciepłym plecaku, kanapka robi się już mało apetyczna.
W drodze na Malinowskie Skały
W drodze na Malinowskie Skały © Pixon

Zjeżdżam szerokim duktem do przełęczy Salmopolskiej. Dobrze, że większość drogi była z górki zdążyłem trochę odpocząć. Z przełęczy Salmopolskiej częściowo tą samą drogą, którą tutaj dotarłem. Czerwony szlak, aż do Czarnego. Woooooooo ale ostro z górki, ekstra!!!!! :) Niestety z przodu nie mam zalanej opony mleczkiem, przez co na jednym kamieniu dobijam przód, rozcinając dętkę. Całe szczęście mam nową, szybka zmiana i wydawałoby się że problem rozwiązany. Niestety, w oponie jest minimalna zadra - kolec, który ponownie dziurawi nową dętkę. Ponad to, podczas pompowania wykręca mi się wraz z pompką maszynka... i tak w kółko. Jestem już po prostu zmęczony upałem i każda taka prosta czynność sprawia mi ogromną trudność. Rzucam ostatecznie to wszystko, i na małej ilości powietrza zjeżdżam do Brennej, skąd mam kilometrowy podjazd do domku w którym mieszkamy.


Okolice Starego Gronia
Okolice Starego Gronia © Pixon
Pasmo górskie panorama
Pasmo górskie panorama © Pixon
Punkt widokowy Horzelica
Punkt widokowy Horzelica © Pixon


Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Praca

Wtorek, 1 sierpnia 2017 · dodano: 25.08.2017 | Komentarze 0

Standardowo dojechałem do pracy myśląc gdzie mógłbym w Łodzi kupić mleczko do zalewania opon. Z powrotem w sumie o tym zapomniałem do momentu, aż nie minąłem Bikemii. Nagle coś zaświtało i przypomniało mi się, że bez mleczka, będę mógł co najwyżej włożyć sobie dętkę. Była to ostateczność, dlatego za mleko byłem gotowy zapłacić więcej niż standardowa cena allegrowa. W Bikemii udało się kupić mleczko akurat na jedno zalanie w małych 60 ml buteleczkach. W sumie kupiłem dwie za 24 zł i wróciłem do domu montować gumę na tył. Jeszcze z 5 lat temu opony takie jak ta, nie zwróciłyby mojej uwagi. Wszystko za sprawą masy i dość agresywnego bieżnika. Dziś ta masa jest postrzegana nieco inaczej. Po pierwsze jest to większe koło, więcej gumy to i opona cięższa. Z drugiej zaś strony, masa powoli przestaje mnie interesować. W tym przypadku wybór padł na gumę która miała mi zapewnić bezpieczeństwo na zjazdach i doskonałą przyczepność podczas podjeżdżania.


Dziś kiedy to piszę, jestem już po wyprawie w Beskid Śląski i mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie powyższe wymagania spełniła idealnie. A to, że 750 gramów przyszło mi tachać na Baranią Górę... cóż dałem radę i to się liczy.

CST Patrol moje górskie bezpieczeństwo
CST Patrol moje górskie bezpieczeństwo © Pixon