Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 107746.74 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.01 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2019

Dystans całkowity:509.77 km (w terenie 200.00 km; 39.23%)
Czas w ruchu:24:07
Średnia prędkość:21.14 km/h
Maksymalna prędkość:54.40 km/h
Suma podjazdów:2829 m
Maks. tętno maksymalne:189 (95 %)
Maks. tętno średnie:139 (70 %)
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:72.82 km i 3h 26m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
73.00 km 0.00 km teren
02:40 h 27.38 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Po pracy

Wtorek, 30 kwietnia 2019 · dodano: 09.06.2019 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
97.53 km 60.00 km teren
06:20 h 15.40 km/h
Max prędkość:54.40 km/h
Temperatura:14.0
HR max:189 ( 95%)
HR avg:136 ( 68%)
Kalorie: (kcal)

Bike Orient Ćmińsk

Sobota, 27 kwietnia 2019 · dodano: 28.04.2019 | Komentarze 3

Tęskno mi za prowadzeniem statystyk na bikestats. Wiem, że nie będzie to już tak regularne umieszczanie każdej wycieczki, jak wcześniej. Postaram się chociaż umieszczać te najlepsze jakie odbyłem. Dzisiejszy wpis jest zatem numerem jeden, tym wybitnym jaki mogłem wybrać na powrót tutaj :)
Przygoda warta jest każdego trudu.
Myślę, że powyższy cytat doskonale obrazuje trudy wczorajszego maratonu na orientację z jakimi przyszło nam (mnie, jj'owi i xanagaz'owi) się zmierzyć. Niestety tym razem nie było z nami Bartka, chłopak postanowił się odmłodzić i wrócić do szkoły ;) Przyjechaliśmy z nastawieniem, by zgarnąć kilka punktów i przy okazji zwiedzić okolicę. Nie mogło się obejść bez pit-stopu z chłodnym radlerem i  lekkim zagubieniu w dziczy. Ten dzień miał nas sporo kosztować i być zupełnie inny od naszych wyobrażeń.

Jest 6 rano, słyszę wokół siebie coraz więcej osób wychyla się ze swoich śpiworów by zacząć szykowanie do startu, który jest dopiero za 3 godziny! O nie! Nie ma głupich po tak krótkim śnie muszę jeszcze chwilę się zdrzemnąć. Po półgodzinnej walce, zdaje sobie sprawę, że już ponownie nie zasnę. Wstaję, ogarniam się, jem śniadanie i powoli szykuje do wyjścia. Cała nasza trójka staje gotowa do startu na godzinę przed oficjalnym otwarciem imprezy. Co więc robić z nadwyżką czasową? JJ proponuje żeby jechać na kawę na stację, którą mijaliśmy dnia poprzedniego. Pomysł ok, zawsze trochę czasu zmarnujemy, a kofeina przed startem możliwe, że jest wskazana. Szczególnie z tak dobrej mieszanki ziaren jak to sam pomysłodawca tej akcji stwierdza już po pierwszym łyku. No dobra, kawa wypita, czas wracać na start.

...jakieś 45 minut później


Oficjalnie już wiemy, że przed nami jest 30 punktów kontrolnych do odnalezienia i potwierdzenia swojej obecności dziurkaczem na rozdanym w biurze zawodów manifeście. Podobno jadąc najbardziej optymalny wariant nasza trasa ma około 120 km i 2000 m przewyższeń. Mając mapy w dłoniach zaczynamy szukać tej optymalnej ścieżki i zakreślać ją mazakiem. Decydujemy się na zaliczanie kolejnych punktów od południa kreśląc palcem po mapie drogę na około 10 punktów w przód i tym samym do najdalej na wschód wysuniętego punktu w dzisiejszej rywalizacji. 

9:00 start


Udajemy się na punkt nr. 5. Jedziemy drogą, którą wczoraj zmierzaliśmy na pizzę. Pierwsze kilka kilometrów, to jazda w tłumie, więc i znalezienie kolejnych punktów na trasie jest proste. Tak jest z piątką, jak również później z 9. Tutaj już niestety nie jest tak prosto ze względów kondycyjnych. Wdrapywanie się po stoku dawnej skoczni jest szalenie wykańczające przez bardzo dużą stromiznę i osuwającą się ziemię z kamieniami. Jakoś udaje się wdrapać. Za nami dwa punkty w bardzo dobrym czasie. Zjeżdżamy  w stronę widocznego na mapie asfaltu, powinniśmy go przeciąć i pojechać dalej na wschód na spotkanie z kolejnym punktem. Niestety po dojeździe do asfaltu zaczynają się schody. Droga będąca na mapie nie ma odzwierciedlenia z rzeczywistością. Podejmujemy decyzję, żeby poszukać jej kawałek na północ. Skręcamy w pierwszą napotkaną gruntową szeroką drogę, która doprowadza nas do innej gruntówki. Póki co wszystko wydaje się być ok. Do czasu aż nie postanawiamy za moją namową pojechać dalej na wschód. Obrana droga początkowo wydaje się okej, jednak po kilkuset metrach robi się coraz węższa i węższa. Krzaków jest coraz więcej, a nam nie pozostaje nic innego jak zsiąść z roweru i najbliższe 20 może więcej minut spędzić na prowadzeniu rowerów na azymut licząc, że naszym oczom ukażą się tory kolejowe. Dochodzimy, dojeżdżamy do torów, trafiamy na wiadukt i pełni nadziei zmierzamy do punktu nr. 11 "Skałki". Omijamy pierwszą drogę z której wyjeżdżają z naprzeciwka rowerzyści mówiący nam że do punktu ta droga nie w pełni prowadzi. W naszych głowach kłębią się myśli że my znajdziemy lepszą trasę. Jedziemy wzdłuż nasypu szukając właściwej ścieżki, odliczamy metry, a ścieżki jak nie było tak nie ma. Dopadają nas wątpliwości, ostatecznie jednak udaje nam się trafić na kolejną alejkę, czyli tę właściwą przestrzeliliśmy. Trochę zbici z tropu wysilamy się jeszcze mocniej żeby po tej drobnej wtopie nie zaliczyć kolejnej. Niestety kręcimy się wokół nie mogąc namierzyć skał. Zrezygnowani podejmujemy ostatnią próbę przed odjazdem stąd. Udaną!
Wracamy w stronę wiaduktu by następnie wybrać kolejną na mapie nieźle widoczną ścieżkę, a w rzeczywistości coś, co po kilkuset metrach się urywa. Ponownie zaczynamy grzęznąć w błocie i bagnie. Cudem lawirujemy po względnie suchych kępach trawy nie mocząc przy tym całkowicie obuwia. W końcu wyjeżdżamy na czerwony szlak, który już bez większych problemów doprowadza nas do punktu nr. 3 "miejsce biwakowe". Droga na kolejny punkt wydaje się prosta czerwony szlak i później prawdopodobnie droga pożarowa, co pozwala odpocząć głowie przed kolejnym główkowaniem. Punkt nr. "8" tak jak się spodziewaliśmy przychodzi nam bez większego trudu. Wracamy i jedziemy na południowy wschód w stronę 6 "Krzyż Biskupi". Po drodze mijamy dwie kobiety, które wydają się nie do końca orientować w którym miejscu się znalazły. Nie wiem czy pojechały za nami, wiem natomiast że dla nas ten punkt okazał się łatwy. 
Po dzisiejszych złych doświadczeniach postanawiamy wybrać wariant asfaltowy dojazdu do następnego punktu, żeby znów nie zakopać się w jakichś krzakach. Asfaltem, a następnie czerwonym szlakiem, który prowadzi nas nad S7. Teraz trudne zadanie, skręcić w odpowiednią przecinkę, odliczamy centymetry na mapie, w głowach liczymy odległości, u Tomasza dzisiaj matematyka zdecydowanie nie była najmocniejszą stroną, ale wracając do tych odległości, udaje się tym razem bezbłędnie trafić we właściwą ścieżkę, niestety gdzieś coś później idzie w łeb, zatrzymujemy się i myślimy gdzie znów zjebaliśmy skoro mieliśmy 99% pewność że wybraliśmy właściwą drogę. Czystym fartem trafiamy na ten punkt. 
Czas ruszać, przed nami całe mnóstwo punktów do odnalezienia, a na pierwszych kilku straciliśmy już sporo czasu. Na punkt 30 "skrzyżowanie ścieżek" prowadzi czerwony szlak więc bez większych niespodzianek powinniśmy go jakoś zdobyć. Fajny zjazd prowadzi nas do miejscowości z której kierujemy się na północ ku kamieniołomowi. Odnalezienie tego punktu znacznie ułatwiają stojący w jego okolicach ludzie, gdyby nie oni, bardzo możliwe, że mały lampion oznaczający punkt kontrolny wcale by mi się nie rzucił w oczy. Następny łatwy do kolekcji bo widoczny ze stosunkowo daleka punkt nr. 14 "ambona". Początkowo droga przez gospodarstwo może trochę mylić, dobrze że się nie wycofujemy tylko twardo zmierzamy ku niemu. Powoli wszyscy się robią głodni. Mnie oprócz głodu dosięga jeszcze kryzys na podjeździe i nie jestem w stanie utrzymać jj koła. Wlekę się tak widząc jak powoli mi odjeżdża. Całe szczęście na naszej drodze pojawia się sklep, pierwszy tego dnia. Człowiek głodny taksuje wzrokiem towary leżące na półkach mając na wszystko ochotę. Każdy z nas kupuję o jedną rzecz za dużo niż tak na prawdę potrzebuje. Posileni, łańcuchy nasmarowane, przerzutki wyregulowane, a hamulce nadal piszczące, nie mniej warto już ruszać w dalszą drogę. Diabelski Kamień pk. 25 to zdecydowanie najfajniejszy podjazd, najładniejszy widokowo punkt z fantastycznym zjazdem do miejscowości położonej u podnóża góry. Asfalty wyprowadzają nas na punkt nr. 28 "brzeg rzeki E".
To co nie tak dawno cieszyłem się ze zjazdu, teraz na podobną wysokość musimy podjechać. Podjazd jest długi, momentami nachylenie sięga 17%, trzymam swoje tempo jednak widzę, że chłopaki jadą o obrót korbę szybciej. Mobilizuje siły, żeby nie odjechali mi za daleko, jednak nogi już więcej pary nie podadzą. Przez chwilę każdy z nas zastanawia się czy na pewno dobrą drogę wybraliśmy, żeby nie okazała się kolejną ślepą uliczką. Na szczęście dojeżdżamy do czerwonego szlaku, którym wspinamy się na kolejny tego dnia szczyt na którym umieszczony jest kolejny punkt 26 "szczyt górki". Z wielką radością patrzę w przyszłość, a konkretnie na zjazd który na nas czeka. Początkowy zamysł żeby kierować się cały czas czerwonym szlakiem weryfikujemy na żywo widząc, ze jadąc czerwonym dalej zjedziemy do doliny, a z niej będzie nas czekać kolejny podjazd. Postanawiamy ominąć tę górę kierując się od razu do miejscowości. Świetny wybór, już po chwili mkniemy asfaltem wśród umykających szczekających na nas psów.
To jest śmieszny punkt, aż postanowiłem go zrobić w oddzielnym akapicie. Punkt nr. 27 "zakręt drogi" położony jest przy parku rozrywki "sabat krajno" Spodziewam się zastać na miejscu przynajmniej w połowie takie atrakcje jak w Zatorze. Okazuje się, że punkt jest łatwy w lokalizacji, ale już park rozrywki jakby nie istniał. Kilka pordzewiałych elementów, możliwe że się dopiero rozstawiają.

Dobra przyspieszmy, trochę tę relację żeby nikogo nie zanudzić.


Punkt nr. 24 droga do samego lasu jest prosta, częściowo szlak, częściowo asfalt. W samym lesie pierwsza wytypowana ścieżka odbija za bardzo na zachód. Żeby nie kombinować wracamy i odbijamy w taką która wydaje nam się, że prowadzi do wskazanego punktu. Oczywiście nie zdążyłem jeszcze nigdzie wspomnieć o wszędobylskiej wycince i syfie na leśnych ścieżkach. To też mocno utrudnia orientację i określenie czy ścieżka którą mijasz to ta z mapy, czy zrobiona przez gościa od ścinki drzew. Szukamy po omacku, jakbyśmy mieli chusty na oczach. Jesteśmy w trójkę więc każdy dostaję kawałek terenu do przeczesania. Na punkt ostatecznie trafia Xanagaz, chwała mu za to! Udaje nam się wydostać z tych wąskich przecinek na coś pokroju drogi pożarowej, która doprowadza nas do asfaltu. Droga wznosi się raz stromiej raz łagodniej w górę. Czuję już nogi, więc wolałbym mieć już tylko zjazdy w perspektywie. Dojeżdżamy do miejscowości przy której jest pkt. 22"pomnik" na cześć bohaterom wojennym.
Opuszczamy wieś i odbijamy z pięknego asfaltu w las, w ścieżkę, która bezsprzecznie powinna nas doprowadzić do zielonego szlaku... Po raz któryś początek obiecujący po kilkudziesięciu metrach robi się kiepsko. Brniemy nie nauczeni poprzednim doświadczeniem, a może wpojoną od dawna zasadom, choćby nie wiem co by było, nie cofnę się przed niczym. Wychodzimy na asfalt, który powinniśmy przeciąć w trakcie tej wędrówki ku zielonemu szlakowi. Niestety nie ma drogi przed nami, a my decydujemy się wrócić na asfalt, który za chwilę łączy się z tym, którym byśmy dotarli w to samo miejsce, gdybyśmy uprzednio z niego nie zjechali... Kur**a! Ile można pisać o niepowodzeniach? Wystarczy, trafiamy na zielony szlak a następnie na punkt nr. 19 "róg ogrodzenia". Czas się nam kurczy do około 2 godzin, a my jeszcze nie mamy punktów jak na trasę "MEGA". Zmierzamy do 21 "brzeg zalewu" - nie ma o czym pisać prosto łatwo i przyjemnie. Z tego punktu drogą oczywiście również rozjeżdżoną i pozalewaną brniemy dalej w stronę leśniczówki pkt. 23. Mili ludzie wystawili wodę, dziękujemy!

Czasu już jest na prawdę mało, mimo to postanawiamy jeszcze na osłodę ogarnąć ostatni punkt. Ostatni, który na długo pozostanie w naszej pamięci. Po pierwsze mój efektowny lot przez kierownicę po tym jak przednie koło nagle zapada się po ośkę w błocie. Po drugie dreptanie i niemalże z maczetą wytyczanie sobie drogi, która do CHOLERY JEST NA MAPIE !! Ostatni odcinek jest dla nas tak psychicznie dołujący, że na punkt 18 wjeżdżamy sfrustrowani i gotowi go nawet pominąć gdyby były trudności z jego lokalizacją (piszę to za siebie). Przed nami 40 minut do zamknięcia limitu czasowego. Czasu mało, a kilometrów sporo. Droga przez las więcej opada niż pnie się do góry, ponad to w końcu mamy do czynienia z drogą z prawdziwego zdarzenia, taką pożarową mam na myśli. Na asfalcie wybieramy najkrótszy możliwy wariant powrotu. Jedziemy po zmianach, rzadko kiedy schodząc poniżej 30 kmh. Siłą woli i naszych mięśni docieramy o równej 18 na finisz.

Podsumowując

Jak w Świętokrzyskie z rowerem, to tylko szosowym. Szlaki w lasach są tak poorane przez ludzi trudniących się ścinką drzew, że nie warto jest w ogóle zapuszczać się na nie rowerem. Chyba, że zamiast jazdy lubicie turystykę pieszą z rowerem na plecach. 

Ilość odnalezionych pkt. 20/30
Miejsce:16 z 27 bodajże.

BO Ćmińsk - Okolice Kamieniołomu Podwiśniówka pk. 29
BO Ćmińsk - Okolice Kamieniołomu Podwiśniówka pk. 29 © Pixon
Gdzieś na szlaku
Gdzieś na szlaku © Pixon
BO Ćmińsk - Diabelski Kamień pk. 25
BO Ćmińsk - Diabelski Kamień pk. 25 © Pixon
BO Ćmińsk - Brzeg zalewu nad Jaślanką pk. 21
BO Ćmińsk - Brzeg zalewu nad Jaślanką pk. 21 © Pixon
BO Ćmińsk - po efektownym locie przez kierownicę w drodze ku znienawidzonej pk. 18
BO Ćmińsk - po efektownym locie przez kierownicę w drodze ku znienawidzonej pk. 18 © Pixon
Mapa BO Ćmińsk
Mapa BO Ćmińsk © Pixon


Dane wyjazdu:
13.50 km 0.00 km teren
01:19 h 10.25 km/h
Max prędkość:21.60 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Z Hakerem

Niedziela, 21 kwietnia 2019 · dodano: 09.06.2019 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
86.10 km 0.00 km teren
03:07 h 27.63 km/h
Max prędkość:47.90 km/h
Temperatura:18.0
HR max:174 ( 87%)
HR avg:131 ( 66%)
Kalorie: (kcal)

Cykloweterani na rowerach

Sobota, 20 kwietnia 2019 · dodano: 29.04.2019 | Komentarze 0

Dzień wcześniej Łukasz - bikeluq skrzyknął towarzystwo na grupie by przed święceniem jajek zrobić jakiś szybki wypad poza miasto.
Na miejsce zbiórki dotarłem 4 minuty spóźniony. Okazało się, że nikogo już nie ma. Zdziwiony, że nikt do mnie nie zadzwonił, nie poczekał, chwyciłem za telefon żeby ustalić co jest grane. Okazało się, że pomyliło mi się miejsce spotkania. Szybka korekta, ja do nich oni do mnie i w niespełna 5 minut jechaliśmy już na północny wchód w stronę terenów po których ostatni raz jeździłem na rowerze mtb jakieś 5 lat temu. Obecnie w wielu miejscach jest już równy jak stół asfalt, są i nowe odcinki dróg, których wcześniej nie było. Czas najwyższy wprowadzić trochę urozmaicenia i wybrać się częściej w te rejony w celu ich odświeżenia. 
Dzisiejsza ekipa
Dzisiejsza ekipa © Pixon
Szosowy relaks
Szosowy relaks © Pixon
Koniec relaksu czas popedałować
Koniec relaksu czas popedałować © Pixon
Szosy w okolicach Wzniesień Łódzkich
Szosy w okolicach Wzniesień Łódzkich © Pixon


Dane wyjazdu:
55.50 km 0.00 km teren
01:50 h 30.27 km/h
Max prędkość:49.70 km/h
Temperatura:
HR max:182 (%)
HR avg:139 ( 70%)
Kalorie: (kcal)

Szosa na południu

Środa, 17 kwietnia 2019 · dodano: 29.04.2019 | Komentarze 0

Lubię, wręcz uwielbiam te tereny, kiedy wychodzę z domu kieruje się na południe nie zatrzymywany przez żadne światła, nie ograniczany żadnymi nakazami jazdy po ścieżkach rowerowych. Po prostu mknę przed siebie odbijając raz w prawo, raz w lewo w zależności od dostępnego czasu i apetytu na kilometry. Chociaż wiem, że pozostałe okolice graniczące z Łodzią są równie ciekawe, to jakoś za każdym razem ciągnie mnie właśnie tutaj. 
W drodze do Czarnocina
W drodze do Czarnocina © Pixon
Las tuż przed Czarnocinem
Las tuż przed Czarnocinem © Pixon
Zbiornik wodny Czarnocin
Zbiornik wodny Czarnocin © Pixon


Dane wyjazdu:
60.34 km 40.00 km teren
02:47 h 21.68 km/h
Max prędkość:39.60 km/h
Temperatura:
HR max:165 ( 83%)
HR avg:126 ( 63%)
Kalorie: (kcal)

"Wiazd" na chatę

Niedziela, 7 kwietnia 2019 · dodano: 29.04.2019 | Komentarze 0

Zakończył się nasz weekendowy wyjazd szkoleniowy z psem w Iłkach, czas więc powrócić do codziennych domowych obowiązków. Zanim jednak to nastąpi przede mną całkiem przyjemna droga powrotna. Częściowo trasa była mi znana, ponieważ pokrywała się ona z drogą na coroczną integrację w Spale. Część jej była z kolei totalną nowością. Myślę, że jako dojazd w okolice Zalewu Sulejowskiego jest dobra alternatywa na rower górskich żeby nie pchać się asfaltami przez Czarnocin, Wolbórz itp. Praktycznie cały czas droga biegnie lasami. Są odcinki piaskowe oraz ubite drogi pożarowe.Trochę asfaltu i pól dodaje smaku. 
Gdzieś w polu
Gdzieś w polu © Pixon
Chyba nie trzeba nic komentować :)
Chyba nie trzeba nic komentować :) © Pixon
Tutaj jeszcze asfalt, lecz za chwilę pustynia
Tutaj jeszcze asfalt, lecz za chwilę pustynia © Pixon
Las w Gałkowie, uroczo tutaj
Las w Gałkowie, uroczo tutaj © Pixon


Dane wyjazdu:
123.80 km 100.00 km teren
06:04 h 20.41 km/h
Max prędkość:35.30 km/h
Temperatura:15.0
HR max:157 ( 79%)
HR avg:129 ( 65%)
Kalorie: (kcal)

Okolice Sulejowa - Przedbórz

Sobota, 6 kwietnia 2019 · dodano: 09.06.2019 | Komentarze 0

Warsztaty szkoleniowe dla psów w Iłkach. To za sprawą tej imprezy wylądowałem dziś w tym miejscu. Kierunek obrałem południowy ze względu na to, że dookoła Zalewu Sulejowskiego jeździłem już kilkakrotnie i tym razem chciałem zwiedzić coś nowego. Wcześniej w rozmowie z kolegą z pracy dowiedziałem się, że na południe od Sulejowa jest ładny zbiornik - zalana kopalnia. Pozostałe kilometry, to właściwie jazda lasami. Z początku nie miałem w planach aż tak bardzo się oddalać. Jednak im dalej jechałem i zbliżałem się do większej miejscowości, tym miałem większą ochotę na pizzę. Wiedziałem, że w okolicznych wiochach nie mam co liczyć na taki rarytas. W Przedborzu dopiąłem swego i zamówiłem sobie dużą pizzę. Ostatnie dwa kawałki pochłonąłem z wyraźną trudnością. Czas powrotu, spędziłem w błogim stanie trawienia dużego placka. Mega :)