Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 105332.88 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Dane wyjazdu:
63.93 km 61.00 km teren
03:32 h 18.09 km/h
Max prędkość:54.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max:195 ( 97%)
HR avg:156 ( 78%)
Kalorie: 2808 (kcal)

Maraton Rowerowy Piekoszów

Niedziela, 16 sierpnia 2009 · dodano: 17.08.2009 | Komentarze 3

Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie moment. Wolne od pracy, trochę gotówki w portfelu i ogromne chęci, co w efekcie przełożyło się na wyjazd do Piekoszowa, czyli na górski maraton w okolicach Łodzi.
Z Łodzi w komplecie: Kinga, Mariusz, siwy wyjechaliśmy przed 7, po wcześniejszym mocowaniu się z montażem rowerów i pomieszczeniem bagażu. Trasy do Piekoszowa nie pamiętam, ponieważ 80% drogi przespałem, najpierw jako pilot na przednim siedzeniu, a później jak się nie sprawdziłem (bo zasnąłem :D) to usiadłem na tylnej kanapie. Na miejscu byliśmy ok. 9.30 skierowałem się do biura zawodów gdzie przywitali mnie mili organizatorzy, dali numer startowy, kupon na jedzenie i jakiś kalendarzyk 09r. - niech będzie jak za marne 40 zł.

O 11.20 wystartowaliśmy spokojnie w towarzystwie wozu technicznego. 2 kilometrowa rozgrzewka na której każdy mógł wypracować sobie dobrą pozycję do dalszej walki zakończyła się sukcesem i już pierwszy leśny podjazd bez tłoku, bez zatrzymań pokonałem za szybko uciekającą grupą. Trzymałem się ich dzielnie, pulsometr wskazywał ok. 180-190 bpm.
po 5 km...
zaczęły mnie boleć i drętwieć nadgarstki przez co na niektórych odcinkach robiło się niebezpiecznie.
kolejne kilometry
Jechało się na prawdę dobrze, trzymałem dobre tempo, tracąc do czołówki ok. 10 minut. Upał trochę przeszkadzał, ale póki była woda nie było się o co martwić.
18 kilometr i bufet
Tak jest na prawdę świetna wiadomość szczególnie, że według organizatora miało to nastąpić dopiero na 20 kilometrze. Jedynie trochę klęska, że bufet został postawiony w miejscu gdzie zaraz po nim znajdował się stromy podjazd.
Za bufetem
Piękno krajobrazu oraz wspaniale poprowadzona po wertepach trasa dodawała mi siły do dalszej jazdy. I tak mijały kolejne kilometry, wody w bidonie ubywało aż na 35 skończyła się.
walka z pragnieniem
Pomyślałem sobie, do bufetu tuż tuż (na 40 kilometrze) więc nie ma tragedii. Jednak z każdym kilometrem jechałem myśląc o wodzie. 40-ty kilometr minął a bufetu nie widać. Jazda stawała się męczarniom i już wiedziałem, że to wkrótce odżałuję - nie myślałem jednak że tak szybko.
45 km i długo wyczekiwany bufet !!!
Czułem się taki szczęśliwy kiedy zobaczyłem namiot ze stolikiem, a na nim woda, izotonik, batony, banany, arbuzy, ciastka - pełno jedzenia. Czułem się w jak bym był w siódmym niebie ! Zatrzymałem się, zjadłem , napiłem, po 5 minutach stwierdziłem, że czas jechać. Dziewczyny trochę zdziwione moją postawą szczególnie, że do czołówki podobno nie miałem tak daleko (10 minut). Trudno wiedziałem, że muszę coś zjeść i się porządnie nawodnić bo już było źle ze mną. Wsiadłem z powrotem na rower i rozpocząłem samotną gonitwę do mety.
skurcz, skurcz...
Pierwszy raz dopadły mnie takie skurcze na maratonie. Jeszcze nigdy nie czułem takiego bólu w nogach. Czułem się jakby mi mięśnie zrywały się wraz ze ścięgnami. Cała noga nabrzmiała mi, a ja nie mogłem się ani ruszyć, ani zejść z roweru. Przesiedziałem ten fatalny stan i po 20 minutach ruszyłem dalej.
ostatnie kilometry
Jedzie się dobrze, jednak wola walki dawno już uszła to i tak jestem zadowolony przejeżdżając po tak wspaniałych terenach. 3 kilometry przed metą łapię jednak gumę z przodu i to doprowadza mnie do szału.
Część trasy prowadzę rower a później jak stwierdzam, że to za długo potrwa to wsiadam na niego i zasuwam wprost na metę. Wzbudzam zainteresowanie gapiów na drodze, nie mniejsze zdziwienie wśród zawodników ale i podziw na mecie. Opona po takiej akcji nadaje się do wyrzucenia razem z tylną która rozpruła się i wyrwałem gdzieś na zjeździe jeden klocek.

Same straty finansowe, ale było warto !


Dane z pulsometru
HZ 15%
FZ 30%
PZ 51%



Komentarze
Pixon
| 20:39 środa, 19 sierpnia 2009 | linkuj Święte słowa Tomaszu. Dlatego przed następnym trzeba potrenować ;]
robin
| 21:25 wtorek, 18 sierpnia 2009 | linkuj Ale i tak super, że pojechałeś i dojechałeś. Pozdrawiam
Xanagaz
| 11:34 wtorek, 18 sierpnia 2009 | linkuj Tak to jest z tymi skurczami, że jak się opierdala i chce się napierdalać to one atakują i Cię rozpierdalają ;]
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa dniau
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]