Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 107822.71 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.01 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Dane wyjazdu:
63.20 km 40.00 km teren
03:38 h 17.39 km/h
Max prędkość:38.20 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: 761 (kcal)

Dojazd na integrację

Sobota, 2 czerwca 2018 · dodano: 06.06.2018 | Komentarze 0

Podobnie jak w zeszłym roku, tak i w tym wybrałem się na rowerze razem z moim dyrektorem na integracyjną imprezę do Spały. Drogę znałem z poprzedniej jazdy, jak również z dojazdu z przed kilku tygodni z chłopakami o którym pisałem jakiś czas temu.

Dzięki wytyczonej ścieżce, oraz wprowadzonym kilku poprawkom, udało się uniknąć większych piaskownic na trasie, a całość przejechać względnie lasami, lub mało uczęszczanymi drogami asfaltowymi. Świetna trasa na wypady do Spały.
Dojazd na integrację
Dojazd na integrację © Pixon
Obowiązkowy postój
Obowiązkowy postój © Pixon
Centrum komputerowe u Pixona
Centrum komputerowe u Pixona © Pixon
Bunkry w okolicy Skrzynek
Bunkry w okolicy Skrzynek © Pixon
Lasy Spalskie
Lasy Spalskie © Pixon
Dojazd do Spały, ostatnie metry
Dojazd do Spały, ostatnie metry © Pixon


Dane wyjazdu:
101.30 km 0.00 km teren
03:28 h 29.22 km/h
Max prędkość:41.00 km/h
Temperatura:31.0
HR max:165 ( 83%)
HR avg:132 ( 66%)
Kalorie: 1933 (kcal)

Z Bartkiem na południe

Piątek, 1 czerwca 2018 · dodano: 11.06.2018 | Komentarze 0

Czy pośród nas rowerzystów może kogoś zdziwić wyprawa rowerem na wieczór kawalerski oddalony o ponad 100 kilometrów od miejsca zamieszkania ?
Pewnie nie. Jest to coś normalnego, szansa na wyrwanie się z domu, w długą, często fascynującą trasę.
Dla ludzi z poza "branży" deklaracja, że ma się już swój dojazd zapewniony i jest nim rower, może się tylko spotkać z pytającymi spojrzeniami i myślami typu "czy ten gość postradał rozum?"

Tym lekko przydługim wstępem chciałem rozpocząć dzisiejszy wpis, który  jest właśnie o takim delikatnym szaleństwie jak dojazd rowerem na wieczór kawalerski. Przy czym w roli głównej był Barto zmierzający w okolice Przedborza. Ja dzisiaj byłem tylko jego pomocnikiem, prowadzącym po dobrze mi znanych trasach do celu. Przy czym moim celem nie był Przedbórz, nie dziś, nie przy tej temperaturze. Postanowiłem dojechać do Wolborza. Drogi boczne, bez aut, same przyjemne odcinki wśród pól, gdzieniegdzie lasów. Niestety delikatnie pod wiatr.

W Wolborzu napojeni i objedzeni rozdzieliliśmy się i każdy pojechał by osiągnąć swój cel. Moim był szybki powrót do domu. Wiatr mi sprzyjał, asfalty przez małe wiochy również. Jechało się wprost rewelacyjnie.
Równy jak stół asfalt w drodze powrotnej
Równy jak stół asfalt w drodze powrotnej © Pixon
Wiatraki, gdzieś na wsi
Wiatraki, gdzieś na wsi © Pixon


Dane wyjazdu:
93.33 km 0.00 km teren
03:45 h 24.89 km/h
Max prędkość:46.10 km/h
Temperatura:32.0
HR max:164 ( 82%)
HR avg:116 ( 58%)
Kalorie: 1713 (kcal)

Od procesji do procesji z Pawłem

Czwartek, 31 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0

Byłem niezwykle zaskoczony wczoraj kiedy napisał do mnie Paweł z propozycją wyjścia na rower. Akurat trzymałem w dłoni telefon, więc bez zwlekania potwierdziłem dzisiejszą gotowość, żeby się przypadkiem nie rozmyślił :) Pomysł był żeby do naszego grona dołączył jeszcze Kamil, niestety on miał na dzisiaj inne plany.

Spotkaliśmy się pod apteką o godzinie 9. Dotarłem tam z około 2-3 minutowym poślizgiem. Ustaliliśmy wspólnie, że kierujemy się gdzieś na wzniesienia. Początkowy odcinek po ruchliwej trasie prowadzącej na Stryków, upłynął całe szczęście szybko. Późniejsze drogi już były zdecydowanie przyjemniejsze. Paweł dzisiaj czuł moc w nogach, dlatego proponował coraz to nowe podjazdy, a na koniec jeszcze stwierdził, że zamiast zawrócić, to pojedziemy sobie jeszcze w stronę Kołacina. Pomysł dobry, widoki cudowne, w Kołacinie otwarta stacja na której uzupełniliśmy płyny i dalej w drogę. Grunt to nawadniać organizm w taki upał, mój już był prawie odwodniony. Przed nami długa droga do domu usłana procesjami i pełnymi wrogich spojrzeń staruszek, które najchętniej zdjęły by nas z tych rowerów. 
Wiosenno letni kwiatek
Wiosenno letni kwiatek © Pixon
Szczęśliwe miny na wzniesieniach
Szczęśliwe miny na wzniesieniach © Pixon
Szosowo
Szosowo © Pixon
Szosowo
Szosowo © Pixon
Przygotowania pod wychodzącą z kościoła procesję
Przygotowania pod wychodzącą z kościoła procesję © Pixon


Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Praca

Środa, 30 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Praca

Wtorek, 29 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
19.90 km 15.00 km teren
01:28 h 13.57 km/h
Max prędkość:49.70 km/h
Temperatura:26.0
HR max:164 (%)
HR avg:135 ( 68%)
Kalorie: 753 (kcal)

Fotorelacja na maratonie w Brennej

Niedziela, 27 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0

Co tu dużo pisać. Robienie zdjęć w takich miejscach, to czysta przyjemność. Najważniejsze tylko żeby nie zapomnieć, że jest się w pracy. Więc wszelkie jazdy gdzieś w bok odpadają. Mimo wszystko dzisiejszy maraton, jego trasę, miejsce będę wspominać jako najlepsze z całego cyklu obecnego, zeszłorocznego i jeszcze z przed dwóch lat. Mega trasa!
Bikeatelier Maraton Brenna
Bikeatelier Maraton Brenna © Pixon
Bikeatelier Maraton Brenna
Bikeatelier Maraton Brenna © Pixon
Bikeatelier Maraton Brenna
Bikeatelier Maraton Brenna © Pixon
Bikeatelier Maraton Brenna
Bikeatelier Maraton Brenna © Pixon



Dane wyjazdu:
129.70 km 110.00 km teren
06:26 h 20.16 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Orientakcja Uniejów

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 14.06.2018 | Komentarze 1

Niespełna miesiąc po naszym tegorocznym debiucie na Bike Oriencie, pojawiliśmy się tym razem na Orientakcji w Uniejowie. Nastawieni bojowo, przynajmniej do pierwszego napotkanego sklepu z działającymi i mrożącymi lodówkami, ruszyliśmy kilku minut po 10 z Zagrody młynarskiej w Uniejowie. 
Piszę w liczbie mnogiej, ponieważ skład nam się nie zmienił od ostatniego miesiąca i ponownie odmeldowali się: BartekTomek i ja na linii startu. Nasza ekipa uczy się z wyjazdu na wyjazd i co miesiąc jest lepiej przygotowana. Dlatego zanim ruszyliśmy przeanalizowaliśmy dokładnie nasz wariant trasy zaznaczając go tym razem pisakiem dla łatwiejszej nawigacji ! :)
Orient Akcja manifest z miejscami na stemple
Orient Akcja manifest z miejscami na stemple © Pixon
Mapy rozdane, czekamy na komendę startu
Mapy rozdane, czekamy na komendę startu © Pixon
Ruszyliśmy na północ do punktu numer 10. W pierwszej chwili nawigowanie nie było takie proste i oczywiste jak na poprzednim rajdzie. Wszystko za sprawą innej skali mapy i tym samym szczegółowości. Chwilę minęło zanim się przestawiliśmy z 1 cm mapy w ileś tam metrów w terenie, dokładnie 600 metrów. Na 10 troszkę się zagalopowaliśmy i musieliśmy ok. 20 metrów się cofnąć. Ukrycie tego punktu, dało też sporo do myślenia, o trudności dzisiejszej wędrówki. Punkt schowany głęboko w krzakach, zupełnie niewidoczny z drogi.

Wróciliśmy na wał, chwila zawahania, lewo, prawo i ponownie wyjechaliśmy na drogę na której nas nie powinno być, bo w myślach byliśmy gdzie indziej. Cholera! Początek trochę słaby. Miejmy nadzieję, że będzie lepiej... Wyprzedził nas jeden z głównych faworytów dzisiejszego ścigania. Pognaliśmy zanim. Nie wpadając w rutynę cały czas zerkając na mapę, kontrolowaliśmy nasze położenie. Punkt numer 2 położony na Smulskiej Górze zaliczony.

Z dwójki wracamy się do asfaltu i jedziemy na kolejny punkt 12 "Brzeg strumienia". Tomek zapierdala jak wściekły, jakby zimne piwo miało na niego czekać na kolejnym punkcie. Niestety tak nie jest. Po drodze na koło siada nam Wiki, z którym wielokrotnie tego dnia nasze tory się jeszcze skrzyżują, gdyż mamy taką samą koncepcję zaliczania kolejnych punktów. :) Jedziemy asfaltem, "za leśniczówką w lewo". Wiki skreca jednak wcześniej. Nie widząc leśniczówki jesteśmy z lekka skonsternowani. Jednak Wiki, jest naszym góru, w związku z tym jesteśmy prawie pewni, ze on nie może się mylić. Jedziemy za nim. Następnie wąska przecinka leśna i dojeżdżamy. Po krótkiej chwili, buszowaniu po krzakach w poszukiwaniu strumienia, odnajdujemy go.

Z 12 do 4, jest łatwa droga. Na miejscu bagno, a właściwie punkt położony na brzegu. Szukamy, szukamy nie wchodząc i nie brodząc w tej kupie szlamu jak to co niektórzy robią. Być może są pierwszy raz i nie do końca odróżniają słowo brzeg od środek bagna. A może nauczeni doświadczeniem z innych zawodów na orientację pchają się w środek bo wiedzą, że pomysły organizatorów, czasami sięgają daleko poza zdrowy rozsadek. Jest wszystko w porządku, punkt odnajdujemy w miarę szybko.

Jedziemy do asfaltu, którym ustalamy plan dojazdu do punktu nr. 18 "Koniec ścieżki przy rowie". Łatwo nie będzie, trzeba wstrzelić się w odpowiednią przecinkę. Jakimś cudem udaje się to nam i po dłuższym szukaniu końca ścieżki i rowu, przedzieraniu się przez powalone drzewa i krzaczory, podbijamy nasze manifesty.

Teraz ciśniemy nad Wartę nad brzeg rzeki do punktu, który został schowany przez bujnie rosnącą w tym miejscu trawę. Jeden z prostszych w znalezieniu punktów ! :)
Na brzegu rwącej Warty
Na brzegu rwącej Warty © Pixon
Wracamy po naszym śladzie do punktu nr. 9. Położony w bardzo suchym lesie sosnowym. Żar i suchość aż bije w nozdrza, kiedy zatrzymujemy się by podbić kolejny stempel. Spoceni przyciągamy przyciągamy przy tym stado much końskich.

Prosta jak drut ścieżka
Prosta jak drut ścieżka © Pixon

Piaszczystą ścieżką pod trakcją wysokiego napięcia jedziemy trochę na azymut, trochę na czuja. No dobra przyznaję się bardziej na czuja :) Przecinamy drogę, która na mapie wygląda jakby była asfaltowa - nie jest. Jedziemy w stronę zbiornika wodnego Bogdałów. Tutaj już asfaltem przejeżdżamy koło jakiś dziwnych zakładów przemysłowych, częściowo zamknięte, być może otwarte i coś jeszcze tam robią i szukamy właściwej ścieżki. Trafiamy na nią fartem jadąc lasem z maczetą ;) Punkt 19 czyli skraj ogromnej skarpy udaje nam się namierzyć raczej łatwo.

Punkt na zboczu skarpy, dość rozległej jak się później okazuje
Punkt na zboczu skarpy, dość rozległej jak się później okazuje © Pixon

Kolejny punkt, numero uno (1) namierza Tomek. Trochę mylące są dwa oczka wodna zaznaczone na mapie. Być może w porze deszczowej są one lepiej widoczne na żywo. Dziś ich po prostu nie było.

Punk numer 14, wydaje się, ze prosty do trafienia. Przysparza nam delikatny kłopot, ponieważ jadąc główną szutrową ścieżką, nie dopatrujemy się wąskiej, ledwo widocznej ścieżki w lesie. W efekcie dojeżdżamy do końca drogi i cofamy się już wolniej wypatrując tej przecinki. Zauważa ją Tomek i zanim dojeżdżamy w pobliże punktu 14.

Przed nami długa droga na południe. Jednak jest tak długa, że w jej połowie postanawiamy sobie zrobić postój na piwko, lody, buły słodkie i inne tego typu rarytasy, które po jeździe wchodzą jak zimna woda w upalny dzień. Zaspokoiwszy nasze elementarne potrzeby, jedziemy dalej na południe. Jest ciężej, nogi jakby cały czas tkwiły w momencie relaksu podczas postoju. Szybko jednak przestawiają się na dalszą jazdę.

Jedziemy do pkt. nr. 5 "koniec przecinki". Na miejscu wybieramy kilka różnych ścieżek, jednak bez efektu. Okazuje się, że szukaliśmy punktu za wcześnie. Tomek ponownie namierza nam punkt.

Tutaj mam jakieś zaćmienie pamięci. Kompletnie nie pamiętam w jaki sposób z punktu numer 5 dojechaliśmy 16, czyli do "skraju opuszczonego gospodarstwa". Pamiętam jedno, że oprócz opuszczonego gospodarstwa, był tam też opuszczony rower jakiegoś uczestnika, którego nie można było nigdzie w tym punkcie namierzyć.

No nic opuszczamy to dziwne miejsce i jedziemy na podbój kolejnych dziś punktów. Punkt numer 25 "Przy ścieżce" nie nastręcza nam wielkich problemów. Dlatego z dobrymi humorami zjeżdżamy w dół mapy by zaliczyć 8 i za chwilę 22. Punkt 22 kolejny strumień, którego zapewne nie będzie. Jesteśmy mile zaskoczeni kiedy na miejscu okazuje się zaskakująco spory ciek.

Dojeżdżamy do asfaltu, który kieruje nas na Linne, a następnie na wzniesienie górki pkt. 24. Tutaj musimy trochę pokrążyć po krzakach, żeby trafić na szczyt, na który raczej żadna ludzka ścieżka nie prowadzi. Mimo to, szczyt odnajdujemy bezbłędnie i łatwo.

Dość już jazdy na południe, tym razem kierujemy się na wschód. Punkt nr. 13 jakimś fartem, ślepy los czy jak to można nazwać odnajdujemy go w łatwy sposób. Przy czym nazwa punktu "granica kultur" o której można się przekonać dopiero pod samym punktem.

Zbliżamy się coraz bardziej do zalewu nad Jeziorskiem. Pierwszy raz mam okazję widzieć go od strony tamy, tylko nie z góry, a z dołu. Do punktu docieramy bez większych problemów. Znajdujemy się w najdalszym punkcie na południu. Czas na powrót.

Pędzimy wałem wzdłuż rzeki Warty do Łyg Piekarskich pkt. nr. 17. Gdzieś na horyzoncie miga nam Wiki, za lub przed którym się trzymamy. Chłopaki już na miejscu wybierają niewłaściwą ścieżkę przejeżdżając przez most. Od samego początku coś mi nie gra i wołam za nimi że to nie jest właściwe miejsce. Kręcę kawałek dalej po śladach naszych poprzedników, tym sposobem znajdujemy owy punkt. Wiki oczywiście mija się nas z podbitym manifestem i goszczącym uśmiechem na ustach typu "znów was przechytrzyłem" ;)

Punkt numer 15 "Szczyt górki" bierzemy z rozpędu i na dziko, torując sobie drogę wśród zwalonych konarów, mchów i pajęczyn. Dziewicze do tej pory tereny zostają zbrukane przez nasze terenowe opony. Oczywiście punkt na płaskim wzgórku zostaje zdobyty, a my znów na azymut w lesie na dziko jedziemy na podbój kolejnego punktu.

O ile mnie pamięć nie myli, a jestem tego coraz mniej pewny, gdyż te ostatnie punkty, to już tak robiłem ostatkiem sił, więc jedziemy na punkt 11 położony ponownie przy brzegu Warty.
Raz jeszcze jesteśmy przy brzegu Warty
Raz jeszcze jesteśmy przy brzegu Warty © Pixon

Z "11" wracamy tą samą drogą i wjeżdżamy w jedną wielką piaskownicę, w której gdzieś pomiędzy drzewami jest cmentarz, a na nim punkt. Nie jest łatwo w piachu, tym bardziej mając w nogach już coś kolo 100 kilometrów. Cmentarz ostatecznie znajdujemy i tutaj dochodzi do dziwnej sytuacji czyli ustalamy trasę na azymut i się rozjeżdżamy. Nie wiem jak to się stało, że się rozdzieliliśmy i ostatecznie pogubiliśmy. Tomek z Bartkiem pojechali w swoją stronę, a ja w swoją. Ponownie spotykamy się na dojeździe do punktu 21, którego za cholerę nie pamiętam jak wyglądał.

Zostają nam już tylko dwa punkty. Dwa na które mieliśmy taką ochotę. Jednak realnie  patrząc na mapę oraz czas pozostały do końca decydujemy się je ominąć. Niestety limit czasu nas goni, Tomek wychodzi na prowadzenie, a my na jego kole przepychamy korby i docieramy z zapasem około 5 minut na metę. To była dobra decyzja że opuszczamy te punkty, ponieważ i tak zabrakłoby nam na nie czasu.


Gratulacje dla Wikiego, który po całej akcji wziął spakował się i wrócił rowerem do Łodzi :D
Ponad to był o punkt więcej przed nami, Gratki !



Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Praca

Piątek, 25 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0



Dane wyjazdu:
25.00 km 0.00 km teren
h km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Praca

Czwartek, 24 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0

Wszystko byłoby prawie standardowo gdyby nie plecak ważący niemalże 3 kilo więcej za sprawą, no właśnie jak to się fachowo nazywa: ręczny kompresor do opon bezdętkowych, który pożyczyłem dzień wcześniej od Tomka. Urządzenie zdało egzamin tylko w przypadku jednego koła. Drugie za cholerę nie chciało wskoczyć na obręcz i tym samym się uszczelnić. Strasznie złośliwe bydle. 


Dane wyjazdu:
30.00 km 20.00 km teren
01:11 h 25.35 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

Uszczelniłem oponę pora na test

Czwartek, 24 maja 2018 · dodano: 31.05.2018 | Komentarze 0

Po męczarni jaka miała miejsce z uszczelnieniem tej cholernej opony przyszedł czas na próby polowe. Całość zdała egzamin, dając bardzo pozytywne odczucie. Z tej radości gnałem dziś jak wściekły, przy okazji przesuwając się kilka oczek wyżej na miejscowych segmentach w Stravie.