Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 105259.76 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.06 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2007

Dystans całkowity:636.97 km (w terenie 321.41 km; 50.46%)
Czas w ruchu:31:52
Średnia prędkość:19.99 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:31.85 km i 1h 35m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
21.97 km 1.21 km teren
00:54 h 24.41 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Szkoła=>kurs=>dom

Wtorek, 17 kwietnia 2007 · dodano: 17.04.2007 | Komentarze 0

Szkoła=>kurs=>dom

I tak się na dzień dzisiejszy skończyła moja rowerowa przygoda. Dobrze, że chociaż w te miejsca się wybrałem na mojej maszynie bo inaczej bym się chyba zasiedział; najpierw w szkole, a później w domu. Niech już ten głupi okres przed maturalny się skończy !


Obserwacje
Stan ramy: coraz gorzej, pęknięcie chyba nieznacznie się powiększyło :(, prócz tego skrzypienie ocieranego metalu o metal w miejscu pęknięcia i stracona sztywność przy główce.


Dane wyjazdu:
35.51 km 32.00 km teren
02:36 h 13.66 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Co za szalony dzień

Niedziela, 15 kwietnia 2007 · dodano: 15.04.2007 | Komentarze 1

Co za szalony dzień


Plany na dzisiejszy dzień były zupełnie inne, jednakże 4h snu po imprezie dobrze na człowieka nie działają. Jak co niedziele miałem się wybrać z ŁKTK na jakiś miły objazd, niestety bóle nóg i moralny kac nie pozwoliły wyjechać w trasę.

Szkoda, szkoda no ale stwierdziłem, że lepiej zrobię jak posiedzę w domu niż będę się forsować. Tak dzień zszedł do godziny 15, kiedy rodzice zaczęli marudzić, że mógłbym ich po Łagiewnikach oprowadzić. No cóż, przyszykowałem nasze maszyny i pojechaliśmy na objazd.
Poruszaliśmy się ślimaczym tempem, ale za to była sympatyczna atmosfera. Dojechaliśmy do Arturówka gdzie ludzi opalających się, spacerujących czy nawet robiących sobie piknik i grillowanie z rodziną, było mnóstwo. Masa rowerzystów, no i co najważniejsze bo cieszy oko rowerzystki również się pokazały i te młode i te stare.

Oddaliliśmy się od tego splendoru i wkrótce jechaliśmy ścieżką, a wokół rozpościerał się las. Krążyliśmy tak od jednego do drugiego punktu , ja w roli przewodnika pokazywałem najciekawsze miejsca lub mówiłem krótkie informacje gdzieś zasłyszane i zapamiętane. Objechaliśmy tym sposobem sporą część lasu w tym rezerwat, gdzie nie wolno poruszać na dwóch kółkach.

W drodze powrotnej spotkałem kolegę i z nim ruszyłem na dalszą eskapadę zostawiając rodziców na drodze prowadzącej prościutko do domu.

Teraz z Markiem przyszło mi się zmagać z nieznanymi ścieżkami, niebezpiecznymi zjazdami i wyczerpującymi podjazdami, wśród bólu, łez i kropel potu brnęliśmy w nieznane, przed siebie. Tam gdzie nas nogi poniosą. Po tej szybkiej bezcelowej jeździe dojechaliśmy do źródełka by się napić i dalej ruszyć w morderczym wyścigu z własnym cieniem podążającym, bez przerwy przy kole. Tak wśród migających drzew podjechaliśmy do stawów w Arturówku, by zrobić sobie odpoczynek.

W tym czasie ja zacząłem oglądać swój rower i co odkryłem? Jakie było moje zdziwienie kiedy spostrzegłem pęknięcia górnej rury przy główce. Fakt, że rama była uderzona i się lekko skrzywiła, więc nie powinno mnie to dziwić. Szkoda tylko, że tak szybko musiały te pęknięcia wyjść.
Co najśmieszniejsze, leżąc nad stawem i bawiąc się telefonem w pewnej chwili i on wyleciał mi z ręki i wpadł do wody :-/. Moja reakcja była błyskawiczna dzięki czemu pozwoliło uchronić moją nokię przed całkowitym zniszczeniem. Teraz się suszy na grzejniku :)


I jak tu można nie zgłupieć od takiego szalonego dnia.


Dane wyjazdu:
14.98 km 0.00 km teren
00:34 h 26.44 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Dom=>Kurs=>Dom

Sobota, 14 kwietnia 2007 · dodano: 14.04.2007 | Komentarze 2

Dom=>Kurs=>Dom

Nic nadzwyczajnego dzisiaj, mimo że pogoda rewelacyjna to i tak brak czasu. Może jutro sobie odbije, a może nie.
ehh te przygotowania do matury, jeszcze trochę i mnie tu w ogóle nie zobaczycie :(


Dane wyjazdu:
52.38 km 44.00 km teren
03:03 h 17.17 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

No to Dobra!

Piątek, 13 kwietnia 2007 · dodano: 13.04.2007 | Komentarze 0



No to Dobra!



Umówiłem się z kolegą w Arturówku by przewietrzyć umysł od tej ciągłej nauki. Dojeżdżając na miejsce spotkania układałem sobie plan dzisiejszej wycieczki i szacowałem dystans. Spotkawszy się w ustalonym miejscu miałem już wstępny zarys wycieczki i mogliśmy ruszyć według niego zachaczając po drodze o źródełko z którego czerpiemy wodę do bidonów. Kiedy już my byliśmy napojeni a bidony pełne wjechaliśmy na żółty szlak prowadzący do kapliczek. Poruszaliśmy się niezłym tempem, aż dotarliśmy do jednych z pierwszych podjazdów gdzie trzeba było zwolnić. Dalej poruszaliśmy się pod górę by za kawałek zjechać.

Trasa bardzo przypominała tą, na której ostatnim razem wypociłem wiadro potu :P z któregoś z dni poprzednich.

Wyjeżdżając z "wąwozu" przyszła kolej na poważną decyzję: jedziemy powoli do domu? czy kierujemy się w stronę Dobrej i dalej Parowów Janinowskich.

Wyszło oczywiście na dalszy wariant trasy przez co kierowaliśmy się teraz na północ oddalając coraz bardziej od Łodzi. Mknęliśmy przez pola, miedze, lasy wygrzewając plecy na słońcu.

Niestety nie dane nam było dojechać do Parowów, ponieważ kolega jeszcze nie wyrobił sobie kondycji po zimie i zaczął narzekać na bóle w nogach. Cóż zrobić odbiliśmy z trasy i wjechaliśmy teraz na zielony szlak, którym przejechaliśmy w okolicach Strykowa przez ogródki działkowe i wyjechaliśmy na szosę Łódź-Stryków. Dalej do Dobrej po niej Kiełmina, jakie było moje zaskoczenie kiedy jechaliśmy tutaj asfaltem a nie jak do tej pory drogą gruntową. Kolejne punkty szły przez las i były tak wybierane, żeby nie było zbyt dużo podjazdów a najlepiej same zjazdy.


Bagna w lasach...>sprawdzę<...[Trasa Maratonu Łódzkiego]



Dane wyjazdu:
15.60 km 14.80 km teren
00:45 h 20.80 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Deszczowy dzień, mokro wszędzie

Wtorek, 10 kwietnia 2007 · dodano: 10.04.2007 | Komentarze 5


Deszczowy dzień, mokro wszędzie



Trzy dni siedzenia w domu i obżerania się przysmakami świątecznymi może każdego człowieka doprowadzić do stanu nasycenia pokarmowego oraz przesycenia energetycznego. Dzisiejszy dzień byłby podobny gdyby nie to, że po wieczór przestało padać i można było powoli ruszyć się przewietrzyć. Poszedłem po świeżo umyty i nasmarowany rower by ruszyć w błotniste i pełne wody rejony Łagiewnik.



Początkowo powoli omijając kałuży jak ognia poruszałem się by dotrzeć do lasu. Tutaj jakby woda nie dostała się tak mocno przez korony drzew jak to było w przypadku polnych dróg. Także jechało się już całkiem przyjemniej i szybciej. Przejechałem Arturówek i znalazłem się na Wycieczkowej na parkingu zwanym kaloryfer. Odbywał się tam jakiś zlot samochodowy. Paru "ogolonych na łyso drechów" w swoich potężnych Beemkach (BMW) robiło popis któremu głośniej tłumik buczy, palenie gum inne tego typu popisy. Szkoda gadać.



Pojechałem w stronę Rogów by tam zobaczyć jak Łódź wyglądała po deszczowym dniu. Nic, zupełnie bez zmian, zachmurzenie znaczne, niestety słońce się dzisiaj nie przebiło. Zjechałem z góry i udałem się ponownie szlakiem czerwonym na kaloryfer gdzie spotkałem kuzyna z kolegą. Pogadałem trochę i pojechałem do domu.


>>>>>>>>>>>>>>>>>>F O T O -- R E L A C J A <<<<<<<<<<<<<<<<<<<<

Ależ się udało. Oto i moje osiedle z wieżyczką kościoła, mojej parafii


Dzisiaj niebo wyglądało niezwykle groźnie


Dane wyjazdu:
26.53 km 23.00 km teren
01:00 h 26.53 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Powtórka z rozrywki

Sobota, 7 kwietnia 2007 · dodano: 07.04.2007 | Komentarze 3

Powtórka z rozrywki


Po kościele, a dokładnie po święceniu jajek i nie tylko zjadłem śniadanie i z pełnym żołądkiem, żeby było co spalać wybrałem się na powtórkę wczorajszej trasy. Dobrze jest trochę kondycję potrenować na podjazdach i technikę na zjazdach, niestety tych ostatnich jak na lekarstwo. Tym razem wziąłem aparat w plecak by w przerwach porobić jakieś zdjęcia i zrobić pamiątkę na przyszłość.


Pognałem do Arturówka inną niż zwykle drogą, by tu strzelić pierwszą fotkę.





Dalej przejechałem wzdłuż stawu mijając po lewej posterunek konnej straży miejskiej i dojechałem do mostku skąd udałem się żółtym szlakiem i jadąc trochę pod górkę za moment zjeżdżając dobrnąłem do doliny rzeki xxx (do sprawdzenia), gdzie spotkałem kaczkę, a kaczor uciekł mi sprzed obiektywu.



To jest właśnie ta mała dolina z mała rzeczką, koniecznie muszę sprawdzić jak ona się nazywa. Najgorsze jest to, że o niej dzisiaj czytałem i zapomniałem nazwy. Na drzewach już młode listki zaczynają się pojawiać :)



Dalej paroma zawijasami i znalazłem się nad stawami w Łagiewnikach mijając ludzi piknikujących przy stolikach i pałaszujących święcone jedzenie, brrrr 7* C a oni tak siedzą na tych ławkach, żadna przyjemność. Przede mną lekki podjazd, rozgrzewka przed tym co będzie i widok na kapliczki



Teraz przed siebie pod górę, by wkrótce stoczyć się w dół i od nowa podjechać małym wąwozem

do góry


i ukochany zjazd niestety za krótki, żeby można było dać odpoczynek zmęczonym mięśniom, tak stromy, że aż tabliczkę ostrzegawczą dali.


jeden z ostatnich wzniesień do pokonania, a ostatnie sfotografowane, gdyż później czas już gonił. Zdjęcie zrobione w czasie odpoczynku po podjeździe.




Wspaniała trasa, muszę częściej ją przejeżdżać, tylko żeby pogoda zrobiła się trochę lepsza tzn. cieplej i mniej wietrznie.


Dane wyjazdu:
25.46 km 24.00 km teren
01:08 h 22.46 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Podjazd kolejny podjazd i kolejny itd...

Piątek, 6 kwietnia 2007 · dodano: 06.04.2007 | Komentarze 0

Podjazd kolejny podjazd i kolejny itd...


Dzisiaj mniej więcej tak wyglądał mój dzień na rowerze.

Ruszyłem z kolegą do Łagiewnik, on jechał w roli pilota ja mu asystowałem. Tempo z początku wyścigowe, po 3/4 trasy trochę zwolniliśmy ;). Trasa poprowadzona przez same podjazdy w tymże terenie. Sam byłem zdziwiony, że aż tyle tego można zaliczyć na naszym terenie. Zjazdy zdarzały się stosunkowo rzadko. Bardzo w porządku wycieczka :)


Dane wyjazdu:
41.21 km 23.00 km teren
01:43 h 24.01 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Wietrznie

Czwartek, 5 kwietnia 2007 · dodano: 05.04.2007 | Komentarze 1

Wietrznie

Wybrałem się trochę zbyt późno z domu przez co miałem mało czasu na krążenie po lesie. Wybrałem więc niebieski szlak chociaż wiedziałem, że będzie to niemal wyścig z czasem, żeby zdążyć na ustawkę. Pedałując na zabój, przemierzałem wytyczoną drogą, mijałem w pędzie pieszych, rowerzystów i drzewa. Miałem gdzieniegdzie porobić zdjęcia, jednak nieubłagana wskazówka pędziła ku godzinie 17. Wyjechawszy z lasu po ukończeniu niebieskich odcinków specjalnych :D znalazłem się na parkingu na ul. Wycieczkowej (kaloryfer) i z nadzieją podjechałem do hydrantów z których zawsze leciała woda dla spragnionych. Jednak tym razem nic, głucho i sucho w kranie :(
O suchym gardle ruszyłem do miasta, na zebranie do PTTK.


Dane wyjazdu:
34.07 km 32.00 km teren
01:31 h 22.46 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Błękitne niebo, z jaskrawym słońcem, ale...

Środa, 4 kwietnia 2007 · dodano: 04.04.2007 | Komentarze 4

Błękitne niebo, z jaskrawym słońcem, ale...

Niestety sprawdziły się prognozy i dzisiaj już temperatura nie była tak wysoka jak w poprzednich dniach. Oscylowała w granicach 7*C, ponad to zimny wiatr dawał się we znaki. Nie ma co narzekać po dwóch dniach przerwy to i takie warunki człowiekowi aż tak bardzo nie przeszkadzają. Żeby ułatwić sobie jazdę pojechałem w miejsca w miarę osłonięte przed wiatrem. Dobrze mi posłużył las Łagiewnicki. Na dojeździe wiało nie miłosiernie, miejscami zastanawiałem się czy by się nie cofnąć do domu. Dojechawszy do granicy drzew zaczynało się już ustatkowywać i dalej jazda sprawiała samą przyjemność. Przejechałem przez Arturówek, w którym to nasypali nowy piasek na plażę, budują jakąś zagrodę drugą dla dzieci i inne drobne roboty, przygotowania do sezonu letniego idą pełną parą. Lepiej jakby zrobili boisko do gry w siatkówkę plażową, ale nie o tym tu mowa. Dalej pomknąłem w stronę Łagiewnik tzw. "tarką" - w takich przypadkach docenia się posiadanie amortyzatora (sprawnego). Kolejne etapy wycieczki przebiegały różnymi ścieżkami rezerwatu i lasu Łagiewnickiego włączając w to niebieski, żółty i czerwony szlak. Nie wydostawałem się dzisiaj poza granicę drzewostanu, żeby mnie wiatr nie przeleciał ;)
Tak zszedł dzisiejszy dzień na wędrówkach leśnych.
Zdjęć: brak, powód: brak chęci na robienie ich :P


Dane wyjazdu:
100.80 km 53.00 km teren
05:24 h 18.67 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Wycieczka z ŁKTK PTTK im. Henryka Gintera

Niedziela, 1 kwietnia 2007 · dodano: 01.04.2007 | Komentarze 8

Wycieczka z ŁKTK PTTK im. Henryka Gintera


Już sam skrót tego może przyprawić o zawrót głowy czytającego niezaznajomionego w znaczeniu go.
Dlatego na wstępie rozszyfrowuje:
Łódzki Klub Turystów Kolarzy Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego

Przejdźmy może do relacji z wycieczki.
8.00 Pobudka w niedziele o tak wczesnej godzinie nie należy do przyjemnych, szczególnie jak w dniu poprzednim siedzi się do późna w nocy. Trudno jak się postawiło cel to trzeba się go trzymać. Szybkie śniadanie, drugie śniadanie w plecak+inne drobne pierdoły mogące się przydać i w drogę. Aaale moment, przypomina o sobie hałasujący łańcuch, więc też mu na śniadanie kapkę oleju na ogniwo :) Teraz jak już wszyscy pożywieni ruszam na Stary Rynek. Szybkie tempo i człowiek powoli wybudza się ze snu.
Na zbiórce widzę już znajome twarze z poprzedniej wycieczki w tym mojego kuzyna: Gucio112. Dziesięć minut jeszcze zapasu dla spóźnialskich i ruszamy.
Dzisiaj zaplanowane Brzeziny i Małczew, kierujemy się więc na wschód. Przejeżdżamy koło zakładu karnego na obrzeżach Łodzi i dalej jedziemy ulicą Beskidzką. Kawałek dalej ku mojemu zaskoczeniu znajdujemy się na trasie maratonu łódzkiego i nie niej pozostajemy aż do miejscowości Bukowiec w której rozłączamy się z maratońskimi trudnościami. Pod kołami mamy teraz upragniony przez co niektórych dobry asfalt prowadzący przez Byszewy, Moskwę i Jaroszki. Tutaj trasa urywa mi się z pamięci. Wiem, że były to jakieś mniejsze miejscowości których nie sposób było spamiętać. Pedałując wciąż i stale dojeżdżamy do Brzezin. Tutaj jeden z dłuższych postoi i regeneracja sił. Główna atrakcja to zwiedzanie kościółka drewnianego, jest normalnie zamknięty i niedostępny dla zwiedzających. Po posiłku regeneracyjnym wyjechaliśmy z Brzezin i udaliśmy się do Małczewa. Bardzo przyjemne drogi i ożywione dyskusje umilały jazdę, co znacznie wpłynęło na morale i już wkrótce byliśmy w Małczewie. Przelecieliśmy przez tą miejscowość jak pocisk i dalej poruszaliśmy się lasem koło Wiączynia. Stąd zaproponowano nam obejrzenie cmentarza dla zwierząt, oczywiście pojechaliśmy zobaczyć, skoro i tak po drodze. Teraz byliśmy już o krok do punktu w którym każdy rozjechał się do domu, mowa o Mileszkach. Niby koniec, jednak pozostaje pewien niedosyt. Żeby go zminimalizować pokręciłem się jeszcze po Łagiewnikach (niebieski szlak) a następnie znalazłem się na Malince skąd powróciłem do domu relaksując i ciesząc się z udanego dobrze wypełnionego dnia.


Fotorelacja:

Ulica Beskidzka


Pomyśleć, że kiedyś takim czymś wyciągali wodę ze studni, albo teściową jak mi jeden pan powiedział ;) [obiekt zabytkowy]


powiało chłodem


pogoń za uciekającym peletnem


Brzeziny - cmentarz, nagrobki wojenne


Brzeziny - kościół drewniany


Brzeziny - kościół (ten wywarł na mnie ogromne wrażenie)


Ten sam tylko z daleka w całej okazałości


Kościół w Mileszkach, najstarszy Łódzki kościół, dawniej Łódź podlegała pod tą parafię.


Łagiewniki <==gdzieś pomiędzy==> Malinka