Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 105332.88 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2010

Dystans całkowity:1552.70 km (w terenie 259.60 km; 16.72%)
Czas w ruchu:62:09
Średnia prędkość:24.98 km/h
Maksymalna prędkość:69.00 km/h
Maks. tętno średnie:137 (68 %)
Suma kalorii:20189 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:91.34 km i 3h 39m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
18.00 km 18.00 km teren
01:31 h 11.87 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)

V dzień - morze

Wtorek, 10 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 0

Pierwszą część dnia spędziłem na plaży, a następnie na zwiedzaniu Łeby.

Tam objedzony gyrosami, lodami i goframi ledwo zmieściłem się do samochodu. Coś trzeba było z tym zrobić. Wieczorem po zachodzie słońca, sprowadziłem rower na plażę i ruszyłem tym razem na wschód zrobić krótką rundę.
Zanim to nastąpiło, skosztowałem:

Popatrzyłem na purpurowe tego dnia niebo i dopiero wtedy wsiadłem na rower by odbyć zapowiedzianą we wstępie wycieczkę.


Było już zupełnie ciemno dlatego nie nastawiałem się na nic długiego. Otaczający zewsząd mrok, ciemny granat szumiącego morza i gdzieniegdzie jakiś błysk wznoszącego się na fali statku tworzyły wspaniałą atmosferę. Dojechałem tak do Białogóry, gdzie w pubie na plaży można było spróbować swoich sił na karaoke. Ciągłe zawodzenie tutejszych śmiałków wystraszyło by głuchego. Dlatego zawróciłem w stronę Lubiatowo i popędziłem z wiatrem w stronę namiotu


Dane wyjazdu:
36.00 km 12.00 km teren
01:52 h 19.29 km/h
Max prędkość:49.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg:122 ( 61%)
Kalorie: 1022 (kcal)

IV dzień - morze

Poniedziałek, 9 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 0

Po południu, kiedy opalanie i siedzenie na plaży zbrzydło mi już, wybrałem się na rowerze szosowym plażą na wycieczkę. Moim celem była latarnia morska w Stilo. Z rowerem na plecach przeszedłem najbardziej piaszczysty odcinek kierując się jak najbliżej morza. Kiedy wyczułem twardy grunt pod stopami, postanowiłem spróbować ruszyć. Pierwsze zakręcenie korbą - niepowodzenie, zakopuje się. Nie zrażony tym faktem, postanowiłem spróbować drugi, trzeci i czwarty, aż do skutku. Problem polegał na zbyt małej prędkości przy której dochodziło do grzęźnięcia kół. Spróbowałem z rozbiegu wsiąść na rower by nadać mu większej prędkości - udało się!

Jechałem pierwszy raz w życiu po plaży rowerem, mocząc nogi w słonej wodzie i brudząc złotym piaskiem wyrzucanym z pod kół. Cudowne uczucie!
Po 8,5 km dojechałem na latarnię morską, a właściwie jej ruiny.
Buczek Mgłowy - ruiny



Podejście na latarnie, piaszczysta droga uniemożliwiła mi dalszą jazdę i byłem zmuszony pokonać ten odcinek na piechotę.

Było warto, piękna latarnia i jeszcze ładniejsze widoki z góry zrekompensowały trudy poniesione po drodze nań.




Po zwiedzaniu łyk coli i zjazd do centrum wsi Stilo również znanej jako Osetnik, gdzie pachnące gofry były silniejsze od mojego pełnego żołądka po coli. Gofr z bitą śmietaną i musem jabłkowym smakował wybornie. Czas mnie gonił, szczególnie jeśli chciałem wypić piwo przy zachodzie słońca i wypłacić gdzieś pieniądze. Przez Sasino dojechałem do Choczewa, jedyna większa wieś, w której powinien być gdzieś bankomat. Był, teraz rozpocząłem swój wyścig z czasem. W Lubiatowie zatrzymałem się po zimne piwo i pognałem na plażę. Udało się.

Tu już po zachodzie.



Dane z pulsometru
Hz 46%
Fz 27%
Pz 1%


Dane wyjazdu:
178.00 km 12.00 km teren
06:16 h 28.40 km/h
Max prędkość:69.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg:134 ( 67%)
Kalorie: 4136 (kcal)

III dzień - morze

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 0

Po dwóch dniach zwiedzania trójmiasta, przyszedł czas na pożegnanie się z brudną zatoką Gdańską, zatłoczoną sopocką plażą i luksusami zagwarantowanymi na polu namiotowym takimi jak: ciepła woda, prysznic - dostępny o każdej porze dnia i nocy, czy w miarę blisko znajdującym się kontakcie. Postanowiliśmy przenieść się do Lubiatowo położonego nieopodal Łeby na zachód od Żarnowca. Wyruszyłem z Sopotu kierując się na północ do Gdyni. Następnie przez Rumię i Redę pojechałem do Pucka. Po drodze minąłem jedną z większych farm wiatrowych w rejonach morskich i zacząłem wspinać się na coraz to bardziej strome podjazdy. Na jednym mój sprzęt prawie wyzionął ducha, kiedy łańcuch spadł z korby i zakleszczył się w ramię. Szybki serwis i udało się wyciągnąć rower z potrzasku



Jechałem dalej na północ aż moim oczom ukazało się Władysławowo. Kurort jakich wiele na polskim wybrzeżu, dla mnie jednak szczególnie wyjątkowe miejsce. W planach była wyprawa na Hel, dlatego wiedziony drogowskazami kierowałem się tym cienkim pasem ziemi, oblewanym z obu stron przez wody zatoki i otwartego morza. Jechałem wspaniałą ścieżką rowerową miejscami mocno zatłoczoną przez turystów, jednak dość chętnie schodzącymi z drogi na widok rowerzysty. Przez 35 kilometrów podziwiałem wąski skrawek ziemi tak chętnie odwiedzany przez turystów. Mijałem Chałupy,

Jastarnię, a przed samym cyplem jeszcze Juratę. Na Helu spotkałem się z rodzicami, którzy jechali tu samochodem, by razem pozwiedzać to malownicze miejsce.

...2 godziny później
Ruszam z Helu by pokonać ten sam 35 kilometrowy odcinek i wrócić do Władysławowo. Pogoda w każdej chwili może się popsuć o czym świadczą wiszące nad moją głową chmury


Przejeżdżam przez Władysławowo i kieruję się na Rozewie (najdalej na północ wysunięty obszar lądu w Polsce), gdzie zwiedzam latarnie morską. Jest już późno, pora na kolację, dlatego w Jastrzębiej Górze zatrzymuję się na coś ciepłego - frytki, sałatka i devolay - paskudztwo. Bardziej wściekły niż najedzony, ruszam dalej w stronę Lubiatowa. W Karwi dowiaduje się o wspaniałym skrócie do Dębek... przez las.

Jest całkiem dobrze do momentu aż zaczynają się Karwieńskie Błota. Miejscowość wzięła swą nazwę od zalegającego wszędzie błota. Jest ciężko, rower szosowy nie jest przystosowany do brodzenia w błocie, przetykanym bagnem i gliną . Tracę mnóstwo czasu na przedzieranie się przez te rejony, a to przecież miał być skrót. W końcu docieram do Dębek, gdzie decyduje się na kolejny skrót. Ten okazuje się nie należeć do najgorszych, ale jest dość piaszczysty - z deszczu pod rynnę. Dojeżdżam w końcu do głównej drogi. Żeby się upewnić co do kierunku wyciągam mapę, szukam optymalnej drogi, a w między czasie rozmawiam z rodzinką. Po zakończeniu rozmowy odkładam telefon na krawężnik, chowam mapę idę za potrzebą i odjeżdżam w stronę wsi Wierzchucino. Po ok. 8 kilometrach zauważam brak telefonu i przypominam sobie miejsce gdzie go ostatni raz widziałem - krawężnik. Pędzony adrenaliną wracam na miejsce zagubionego telefonu. Jest!
Jest już dobrze po 21, pędzę w stronę pola namiotowego do którego zostało ok. 13km. Jadę już na rezerwach mocy - mam w nogach 170 km + chodzenie po Helu i ostatni 8 kilometrowy sprint po telefon.
Około 22 docieram na pole namiotowe. Biorę ręcznik, mydło i idę się kąpać z nadzieją, że nie zasnę pod prysznicem. Stając przed pomieszczeniem z natryskami, ogromne zdziwienie odmalowuje się na mojej twarzy kiedy na karteczce odczytuje informację o godzinach brania kąpieli - do 21. Zrezygnowany idę do umywalki, a tam lodowata woda. Myję się tak dokładnie jak pozwalają na to warunki. Zimna woda w połączeniu z zimnym piwem pozwala mi zasnąć jeszcze przed wsunięciem się całkowicie w śpiwór.


Dane z pulsometru
Hz 50%
Fz 36%
Pz 6%


Dane wyjazdu:
78.23 km 0.00 km teren
02:35 h 30.28 km/h
Max prędkość:49.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg:136 ( 68%)
Kalorie: 1811 (kcal)

II dzień - morze

Czwartek, 5 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 0

Nie w pełni zregenerowany w niewygodnym łóżku - karimata i śpiwór, a także zmęczony po 5 godzinach zwiedzania zamku w Malborku wsiadłem na rower by dojechać do Sopotu na pole namiotowe.




Malbork - baszta maślana

Malbork - portal


Malbork - komnaty


Ruszyłem na Nowy Dwór Gdański z wiatrem w twarz i delikatnym podjeździe. Po 3 kilometrach na zakręcie spotkałem patrol drogówki z tzw. "suszarką" przygotowaną na piratów. Zmierzono moją prędkość która, zgadzała się z tą pokazywaną przez licznik. Dałem znać podążającym za mną rodzicom, a sam pognałem do Nowego Dworu. Następne kilometry i powtórka koszmaru z wczorajszego przejazdu przez zatłoczony Gdańsk. Dla uatrakcyjnienia drogi, dowiedziałem się o ścieżce rowerowej poprowadzonej przez trójmiasto wzdłuż wybrzeża. Trochę pobłądziłem zanim się tam dostałem, ale ostatecznie wygrałem to starcie. Kiedy już znalazłem się blisko morza, wjechałem na molo



Ścieżka mocno zatłoczona doprowadziła mnie do molo w Sopocie. Jeszcze kilkaset metrów i znajdę się na kempingu - coś mi się przypominało z przed siedmiu lat, kiedy tu ostatni raz byłem. Rzeczywiście, długo nie trzeba było jechać, by dojechać na pole, rozłożyć namiot i pójść spać.




Dane z pulsometru
Hz 45%
Fz 39%
Pz 8%


Dane wyjazdu:
163.80 km 0.00 km teren
05:41 h 28.82 km/h
Max prędkość:48.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg:130 ( 65%)
Kalorie: 3105 (kcal)

I dzień - morze

Środa, 4 sierpnia 2010 · dodano: 12.08.2010 | Komentarze 0

Po dwóch godzinach snu i prawie ośmiu spędzonych w pociągu, stanąłem na zatłoczonym dworcu PKP w Gdańsku. Zerknąłem na mapę, rozejrzałem się wokół i ruszyłem w nieznane. Przejazd przez centrum był koszmarem, dziurawe, zatłoczone i wąskie drogi, sprawiały, że niejednokrotnie stawałem przed wyborem ominięcia dziury i narażenia się na otarcie przez lusterko samochodu lub wjechania w głęboką jamę mającą swój koniec po drugiej stronie globu w Chinach. Opuszczając zatłoczony Gdańsk miałem przeczucie, że dalej może być tylko lepiej. Kierowałem się na Nowy Dwór Gdański, by ostatecznie znaleźć się w Krynicy Morskiej i Piaskach. Pogoda była dość łaskawa słonecznie, umiarkowana temperatura i prawie bezwietrznie.
Wisła - Okolica Nowego Dworu

Do Nowego Dworu dojechałem za ciągnikiem, który znacznie ułatwił mi jazdę. Niestety na jednym ze skrzyżowań nasze drogi się rozeszły, właściwie rozjechały, a tak dobrze się zapowiadało :) Pojechałem dalej samotnie na północ kierując się na Rybinę, w której odbiłem na Sztutowo by zwiedzić obóz koncentracyjny Stutthof.

Będąc już w obozie, zapoznałem się z historią obozu, wziąłem pieczątkę na potwierdzenie przejazdu i ruszyłem dalej do Krynicy.
Stutthof - brama śmierci



Stutthof - Miejsce zbiorowych kąpieli



Po drodze odwiedziłem sklep by wydać moje skromne 9 zł, które ostało mi się w portfelu: bułka, banan, woda - sam luksus i strzał energetyczny.
Kąty Rybackie przywitały mnie ogromną ilością turystów i kuszącymi zapachami smażonej ryby. Następne kilka kilometrów i znalazłem się w Krynicy Morskiej. Kierowany przez ludzi dojechałem na latarnię.



Wróciłem do centrum by wydać swoje ostatnie tego dnia złotówki. Dochodziła godzina 19 dlatego zrezygnowałem z odwiedzenie Piaskowa. Ruszyłem w drogę powrotną do Nowego Dworu. Słońce chyliło się ku linii widnokręgu kiedy wjeżdżałem do Nowego Dworu,. Przede mną ostatnie 30 km i długo oczekiwany odpoczynek w Malborku. Po niecałej godzinie wjechałem na przedmieścia Malborku, zobaczyłem pięknie oświetlony zamek i wkrótce siedziałem już na polu namiotowym mając za zadanie rozbić jeszcze namiot, a następnie wykąpać się, zjeść kolację i spocząć na twardej karimacie.... By Odpocząć!


Dane z pulsometru
Hz 62%
Fz 28%


Dane wyjazdu:
77.74 km 30.00 km teren
03:47 h 20.55 km/h
Max prędkość:51.20 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg:112 ( 56%)
Kalorie: 1611 (kcal)

Rozjazd

Poniedziałek, 2 sierpnia 2010 · dodano: 02.08.2010 | Komentarze 1

Łódź > Rogów (przez: Byszewy > Moskwę > Jaroszki > Grzmiącą > Henryków > Olszą = Rogów)

powrót: trasą Łódź - Brzeziny

Dane z pulsometru
HZ 33%
FZ 15%
PZ 1%


Dane wyjazdu:
316.70 km 1.00 km teren
09:43 h 32.59 km/h
Max prędkość:67.72 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg:137 ( 68%)
Kalorie: 6395 (kcal)

Wycieczka do Warszawy - TdP dzień I

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 02.08.2010 | Komentarze 4

W peletonie:
bikeluq
kolarzyk
Łukasz
maniek
Kamil i ja.

Wspólnie z kasztanami punkt 10 wyruszamy w stronę Strykowa. Peleton złożony z ok. 80 kolarzy rozpędza się do ok. 50 km/h i tak utrzymuje do samej Dobrej. Następnie odbijamy na Anielin, przejazd przez tory kolejowe i zaczyna się szarpanie. W pewnym momencie odwracam się, i ze zdumieniem widzę, że jestem już na końcu stawki. Pilnuje teraz, żeby nie stracić koła i dojechać do Strykowa od którego oddzielamy się od kasztanów i jedziemy swoje, nie zapominając, że przed nami jeszcze 300 km. Za Strykowem kiedy już jedziemy sami, tempo spada i waha się w graniach 34-37 km/h. Trasa wjedzie mało uczęszczanymi drogami, przed nami delikatny odcinek górski na którym Łukasz zrywa łańcuch. Jesteśmy zmuszeni zrobić pierwszy tego dnia postój, na którym jedni zajmują się naprawą roweru, a inni wgryzają się w pierwszą tego dnia kanapkę...

... lub jedzą tajemnicze pigułki - biała - przyspieszenie, czerwona - moc, zielona - regeneracja mięśni :D

Ruszamy dalej by po kilku kilometrach tym razem za sprawą kolarzyka i jego dziurawej dętki zrobić jeszcze jeden postój.


Bez przeszkód docieramy do Sochaczewa na godzinę przed startem peletonu. Kierujemy się do spożywczego uzupełnić zapasy płynów, a następnie szukamy miejsca, gdzie można byłoby coś zjeść na ciepło.

Przed spożywczym podziwiamy piękne rowery stojące na wyciągnięcie ręki - pokusa żeby po niego sięgnąć była ogromna.


Jak już wyżej zostało wspomniane, szukamy czegoś ciepłego do jedzenia, kilometr od startu napotykamy na kuchnię wietnamską. Nie było się nad czym zastanawiać z wyborem miejsc do jedzenia, no może tylko nad wyborem dania z długiego menu, wielkiego jak pół mojej ściany w pokoju. Po 10 minutach oczekiwania dostaliśmy swoje porcję i zaczęliśmy żywą dyskusję o dzisiejszych zwycięzcach etapu. Czas szybko mijał do startu pozostały już zaledwie minuty. Zaczęliśmy wypatrywać nadciągający peleton.

Niebawem pojawił się wyjeżdżając za zakrętu, powoli zbliżał się do nas:


Kolarze w Sochaczewie zaraz po starcie honorowym i wolnym przejeździe przez miasto, ostro ruszyli na drugą rundę, na której urwała się 3 śmiałków z peletonu w tym Polak i tak zaczęli uciekać przybliżając się do Warszawy.

My również wsiedliśmy na rowery i szybkim 38-40 km/h deptaliśmy na Warszawę mając nadzieję, że uda nam się ujrzeć peleton przejeżdżający przez Błonie. Niestety zabrakło nam około 5 minut - musieliśmy pogodzić się z porażką i kręcić dalej w kierunku Warszawy. Niecałą godzinę później w stolicy, chwila zastanowienia, zerkanie na mapy i w końcu udany dojazd na trasę TdP w okolice strefy bufetowej.


Na jednej z rund rzucony przez jednego z zawodników bidon potoczył mi się pod nogi, szybkie ręce i stałem się właścicielem pamiątkowego bidonu z TdP teamu Lampre.

Na ulicach Warszawy przewaga ucieczki stopniowo malała. Chłopaki pracowali dzielnie, niestety na jednej z rund zostali wchłonięci przez pędzący peleton.



Ostatnia runda, emocje coraz większe, drużyny rozprowadzają swoich leaderów... i tragedia kilometr przed metą, nieoczekiwanie ok. 100 kolarzy znajduje się na ziemi, po tym jak jeden zahacza o barierkę.
Finisz mniej emocjonujący, kiedy ponad połowa peletonu zostaje w tyle mimo to wart obejrzenia.



Po zakończeniu wyścigu, zostajemy jeszcze na dekoracji i ruszamy powoli w długą drogę do domu. Po drodze odwiedzając jeszcze mcdonalds i tesco.


Powrót przebiega bez większych przeszkód, dobrze oświetleni, jadąc poboczem pokonujemy sprawnie kolejne kilometry. Prędkość cały czas wysoka pozwala nam pokonać drogę Warszawa - Łódź w czasie 4h. - Nieźle! :)


PS. wyżej opisywane tabletki to nic innego jak czekoladowe M&M's - lecą w kulki :D

PS. II Oto mój nowy rekord dystansu dziennego.

Dane z pulsometru
HZ 51%
FZ 37%
PZ 8%