Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Pixon z miasteczka Łódź Radogoszcz (łódzkie), Polsk. Mam przejechane 105320.46 kilometrów w tym 20590.67 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Pixon.bikestats.pl
Największe w Polsce forum rowerowe

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści

Archiwum bloga

...

Kolarstwo to jedna z najtrudniejszych dyscyplin sportu. Nawet najgorszy kolarz jest wciąź wybitnym sportowcem...

..Nadjeźdzają znienacka. Zawsze cicho, zawsze szybko. Atakują człowieka przyzwyczajonego do zwracania uwagi na odgłsy jezdni. Budzą popłoch, bo dokąd uciekać z ... chodnika.- Rowerzyści
Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2007

Dystans całkowity:775.48 km (w terenie 380.07 km; 49.01%)
Czas w ruchu:39:20
Średnia prędkość:19.72 km/h
Liczba aktywności:20
Średnio na aktywność:38.77 km i 1h 58m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
46.62 km 22.38 km teren
02:13 h 21.03 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Miszmasz

Czwartek, 15 marca 2007 · dodano: 15.03.2007 | Komentarze 1

Miszmasz

W dzisiejszym zakręconym dniu jazda sprawiła mi niezwykłą przyjemność, chyba dlatego, że 3h matematyki każdego człowieka potrafią z równowagi wyprowadzić.

Rano wstałem z przeświadczeniem, że dzisiaj to już koniecznie udam się do szkoły za pomocą dwóch kołek i własnego napędu nożnego ;) Poruszając się asfaltowa drogą po 6 km zobaczyłem gmach szkoły. Po 15 wyszedłem napakowany wiedzą i skierowałem się w stronę domu, zaglądając po drodze do sklepu rowerowego żeby rozeznać się za jakimś mapnikiem. Koła znów toczyły się po chropowato-gładkim asfalcie wyciągając przyjemny dla ucha szum, choć często przerywany brzęczeniem jakiegoś samochodu. Zrobiło się znacznie cieplej i przyjemniej w drodze powrotnej więc nie spieszyło mi się szczególnie z powrotem.
Wróciwszy do domu zastałem kuzyna i z nim dalej udałem się w trasę. I znów szosa..., niestety, ale tym razem było już troszkę chłodniej gdyż dzień miał się ku końcowi. W połowie drogi rozdzieliliśmy się i ja pojechałem w las Łagiewnicki i tam wjechałem wreszcie w teren. Miejscami piach, miejscami błoto, miejscami ubita szutrowa droga, innym razem znów pęd po liściach i na dodatek całkowita ciemnica, wśród której poziom adrenaliny wzrósł do maksymalnych wartości jakie organizm mógł wytworzyć wytworzyć.

krótko co i jak dzisiaj:
Zgierska
Kniaziewicza
Hipoteczna
Limanowskiego
Zachodnia
Zgierska
Franciszkańska
Inflancka
Łagiewnicka
Świtezianki
Zgierska

i drugi wyjazd
Zgierska
Łagiewnicka
Inflancka
Strykowska
Wycieczkowa
Rogi
Niebieski szlak (odcinki)
Czerwony szlak (odcinki)


Dane wyjazdu:
44.50 km 29.30 km teren
02:12 h 20.23 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Słońce na twarzy, wiatr we włosach

Środa, 14 marca 2007 · dodano: 14.03.2007 | Komentarze 6

Słońce na twarzy, wiatr we włosach

Lubię takie dni jak ten. Wreszcie mogłem wyjść pojeździć w czasie gdy jest jeszcze ciepło i przede wszystkim widno. Bo ostatnio się to raczej nie zdarzało.

Pierwsze 8 km przejechałem szosą udając się w kierunku Zgierza i dalej Malinki. Kiedy dotarłem do pierwszego stawu na Malince do którego jeszcze nie dopuścili wody pomyślałem, że warto było by przypomnieć sobie trasę Family Cup 2006. Pstryknąłem z tego odcinka kilka fotek


A oto jaka żaba mi weszła w drogę :) Dobrze, że wolno jechałem bo bym bidulkę przejechał.


Słońce dzisiaj niezwykle mocno świeciło, przesłona z migawką ledwo sobie radziła z okiełznaniem tej świetlistej tarczy.


W drodze do Łagiewnik, między polami, wśród wiejskich zapachów.


Coraz bliżej, przede mną wspaniała perspektywa, szybkiego zjazdu


Klasztor w Łagiewnikach, niestety zdjęcie kiepsko skadrowane, ale robiłem je już na resztkach energii.


Dalej jazda szlakami po Łagiewnikach, wizyta w punkcie drwali gdzie ostatnio wycinane były drzewa. Multum wiórów, spore koleiny i błoto, a miało już go nie być.

Całe szczęście, że nie wybrałem się dzisiaj gdzieś na otwarte tereny bo wiało nie miłosiernie.



Dane wyjazdu:
28.12 km 24.58 km teren
01:24 h 20.09 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Zdążyć przed zachodem słońca

Wtorek, 13 marca 2007 · dodano: 13.03.2007 | Komentarze 2

Zdążyć przed zachodem słońca


Z góry wiedziałem, że mój wyścig z czasem jest bezcelowy. Wyjechałem stanowczo za późno żeby zrobić takie zdjęcia o jakich marzyłem. Postanowiłem jedynie pedałować co sił w nogach na jedyne dobre wzniesienie z którego rozpościerał się widok na ostatnie tchnienie dzisiejszego dnia. Wpadłem tam zdyszany, jednak widok przerósł moje najśmielsze oczekiwania, gdy zobaczyłem rozpościerający się przede mną krajobraz ubarwiony wspaniałymi kolorami byłem urzeczony. Czym prędzej złapałem za aparat i zacząłem robić zdjęcia.



Następnie w całkowitej już ciemności skierowałem się do lasu. Jechałem bardziej na pamięć niż coś widziałem. Mactronic oświetlał jak mógł jednak bardzie zdawałem się na swoim wzroku i pamięci fotograficznej. Jeździłem tak po lesie nie wiedząc czasem czy to już ta ścieżka czy jeszcze nie. Grunt, że Łagiewniki znam jak własną kieszeń i bez problemu z każdego zakamarku potrafię trafić do domu. Droga powrotna przebiegła w miarę szybko w ciepłym choć wilgotnym powietrzu.

A tu dylemat czy to na pewno ta ścieżka. :) Jakby znajome drzewo jednak takich w lesie mnóstwo :D



Dane wyjazdu:
34.59 km 0.00 km teren
01:22 h 25.31 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Północ-Południe, Wschód-Zachód

Poniedziałek, 12 marca 2007 · dodano: 12.03.2007 | Komentarze 4

Północ-Południe, Wschód-Zachód


Jeszcze nie wyruszyłem z domu, a już miałem cel mojej wędrówki rowerowej. Co się rzadko zdarza :)

Żeby go zrealizować pojechałem do kuzyna do południowej części miasta. Po drodze minąłem centrum, pstryknąłem fotki.

Aleja Piłsudskiego widok na zachód, po lewej stronie słynna galeria łódzka, którą średnio widać (zamierzony cel)


następne zrobione minimalnie później i od razu widać postęp w zachodzie słońca.


Troszkę dalej wypatrzyłem ciekawy pomysł i pstryknąłem kolejną fotkę.


Dojechałem do kuzyna załatwiłem co miałem załatwić i skierowałem się tym razem na wschód na widzew, żeby cyknąć dla Młynarz-a fotkę oświetlonego stadionu. Niestety po dojechaniu na miejsce okazało się, że wszystko tonie w absolutnych ciemnościach i nie ma sensu robić zdjęcia bo i tak nic by się nie zobaczyło. spróbuje innym razem.

Dalej pojechałem na zachód w stronę Retkini bo pomyślałem, że może go chociaż udobrucham i będzie miał fotkę stadionu ŁKS. Jakże było moje wielkie rozczarowanie jak i tutaj jupitery były wyłączone.

Po drodze, jeszcze goniłem cityruner-a dla Dareckiego i następna klapa. Zdjęcia powychodziły rozmazane poruszone i ogólnie do niczego się nie nadają. Spróbuję następnym razem.

I tym optymistycznym akcentem pojechałem od nowa na północ skąd wyruszyłem na tą sympatyczną wycieczkę.

Pogoda dzisiaj piękna, cieplutko, bezwietrznie. Aż miło się pedałowało.



Dane wyjazdu:
72.91 km 51.00 km teren
04:00 h 18.23 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

I etap

Niedziela, 11 marca 2007 · dodano: 11.03.2007 | Komentarze 3

I etap

Pierwsze 9 km pokonałem wraz z mamą jadąc na giełdę po jedzenie dla rybek i jakieś ładne okazy ryb. Wiecie jak to jest, że prędkość jazdy z rodzicami nigdy nie oscyluje na dobrym poziomie. I tak przejechanie 9 km zajęło nam 40 minut :), troszkę mamusię poganiałem. Wróciwszy do domu, nałożyłem na siebie rękawiczki, czapkę plus najlepszego przyjaciela samotnego rowerzysty czyli mp3 i byłem gotowy do zaplanowanej mojej głównej wycieczki.

Główna atrakcja

Moim pierwszoplanowym założeniem był objazd trasy łódzkiego maratonu. Która ma ok. 54/56 km. Czy udało mi się ten cel zrealizować dowiecie się w dalszej części relacji :).

Pragnę już na wstępie zaznaczyć, że jestem lekko zmęczony po tym dystansie i moje zdania lub mój tok myślowy może być trochę nie spójny stylistycznie i nie poprawny gramatycznie, ale spróbuj to zminimalizować.

Jak już wyżej wspomniałem jestem zmęczony jak nigdy po takim dystansie. Myślę, że główną przyczyną tego jest fakt, że próbowałem za wszelką cenę zwiększyć dzisiejszą AVS, po powolnej wyciecze z mamą. I tak początkowo gnałem jak głupi, a w połowie już byłem zmęczony nie mówiąc już o końcówce gdzie prawie zdychałem.

Nie wyprzedzajmy jednak faktów i przejdźmy do relacji fotograficznej, czyli co ciekawego spotkało mnie na trasie.

Tutaj dałem sobie trochę czasu na zdjęcia, ponieważ przede mną był pokaźnych rozmiarów wjazd a widoki na oczko też niczego sobie. Co ciekawe ono jest tak schowane, że jak się z przeciwka zjeżdża to można się nieźle w nim wykąpać. Ja pierwszy raz jak tu jechałem latem to mało brakowało a miałbym kąpiel z moim i roweru udziałem.



To jest właśnie już w połowie wjazd wśród pięknych iglaków, wydających taki zapach, że można by tam było sobie usiąść i nie myśleć o żadnym objeździe trasy i tym, że się ma przed sobą jeszcze ok. 48 km :P



Troszkę dalej i znalazłem się w wąwozie, To jest dopiero okolica. Następnym razem dam więcej zdjęć. To sobie popodziwiacie równinną Łódź. Tutaj również zaliczyłem moją pierwszą i ostatnią dzisiaj glebę w SPD, ehhh nie ma dnia żeby się obyło bez nich.



Jadąc dalej wjechałem bez większych trudności na punkt widokowy w okolicy Dobrej. Skąd rozchodził się nie aż taki zły widok, ale i nie aż tak dobry jak na punkt widokowy (bo takie oznaczenie ma to miejsce na mapie)


To jest właśnie kościół Dobrej.


Przede mną ostry zakręt, który był przyczyną wielu przewróceń na maratonie nie wiem zbytnio dlaczego, ale przy mnie dwóch się wywaliło, a że w SPD byli to świetnie to wyglądało.



Taki postrach robiłem w lesie, że nawet drzewa przede mną ustępowały a co niektóre składały mi pokłony jak choćby ta brzoza, która się powaliła nie wiem czy to ze strachu czy z respektu. :D



Jeden z na prawdę moich ulubionych odcinków w maratonie to właśnie przez ten las no i jeszcze zmaganie się z tą kładką, na którą trzeba zjechać pod takim średnim kątem i to samo później podjechać.



I otaczające to miejsce bagna po ostatnich deszczach i wcześniejszych roztopach przybrały bardziej niż w czasie maratonu.



Miedzą po polach dalej w kierunku już Dobieszkowa, a dokładniej rez. Struga Dobieszków.



Dojechawszy do granic lasu znalazłem wspaniałe miejsce do konsumpcji mojego skromnego posiłku składającego się z banana, tutaj też przyszedł czas na odpoczynek, gdyż znalazłem się w połowie trasy, a przede mną najdłuższa prosta w całym maratonie. Jak to kiedyś przed startem usłyszałem "Na niej rozstrzygnie się wszystko"




Niestety dalszej fotorelacji brak, związane jest to ze zmęczeniem i brakiem jednocześnie chęci do wyciągania na światło dzienne aparatu. Myślę, że za jakiś czas powtórkę tego zrobię, tylko tempo dam umiarkowane od początku do końca i wtedy będzie luksus.


Oczywiście pamiętam o waszych zamówieniach na zdjęcia jakie tam każdy che, jednak musicie mi wybaczyć, że to tak długo trwa. Powiem jedno na pewno się doczekacie.

Pozdrawiam serdecznie zmęczony, ale szczęśliwy.


Dane wyjazdu:
15.00 km 0.00 km teren
00:40 h 22.50 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Przyjemne z pożytecznym....

Sobota, 10 marca 2007 · dodano: 10.03.2007 | Komentarze 2

Przyjemne z pożytecznym....

...czyli jazda na kurs.

Nosiłem się z zamiarem jeżdżenia rowerem na kurs angielskiego, jednak za każdym razem zapominałem się dowiedzieć o możliwość przetrzymania go w jakimś pomieszczeniu. Dzisiaj z racji tego, że pogoda klarowna postanowiłem w ciemno jechać i przekonać się na miejscu czy aby znajdą mi jakieś miejsce. Znaleźli nawet nie robili problemów, ahh ta firma Empik :) I tak dzisiaj spędziłem czas, może jeszcze później gdzieś się przejadę, ale nic pewnego bo zaczęło kropić ;/


Dane wyjazdu:
26.57 km 0.00 km teren
01:00 h 26.57 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Po chorobie

Piątek, 9 marca 2007 · dodano: 09.03.2007 | Komentarze 11

Po chorobie

Wreszcie uporałem się z chorobą i mogłem wyjść na rower. Przeciągałem tą chwile jak najbardziej żeby przedłużyć mój okres rekonwalescencji, ale dzisiaj już po prostu nie mogłem wytrzymać.
Rower po konserwacji po zimie chodził nadzwyczaj lekko i płynnie, wszystko nasmarowane, aż miło się jechało.
Nie podróżowałem dzisiaj daleko żeby nie forsować organizmu po chorobie. Pojechałem więc do sklepu rowerowego po łożyska i inne duperele, które trzeba jeszcze po zimie wymienić, ponieważ zżarła je rdza lub kąpiele w ulicznej solance, a następnie leśnym błocie zrobiły swoje. Dokręciłem czym prędzej na Franciszkańską kupiłem co potrzeba i wpadłem jeszcze do centrum zobaczyć co tam w miejskiej dźungli się dzieje. Godziny szczytu spowodowały, że ulice zakorkowane do granic wytrzymałości, a twarze kierowców zdenerwowane po kontakcie z rowerem który nic sobie nie robi z kilometrowych korków i myka wśród nich jak zwinny zwierz. Zadowolony lecz lekko zmęczony doczłapałem się do garażu gdzie dalej zabieram się za zabiegi kosmetyczne tym razem.


Dane wyjazdu:
1.87 km 1.40 km teren
00:07 h 16.03 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

No to się doigrałem

Sobota, 3 marca 2007 · dodano: 03.03.2007 | Komentarze 6

No to się doigrałem
Wyjechałem z domu po zakupy z myślą, że przed pojechaniem do sklepu pojeżdżę jeszcze gdzieś w okolicach. Wielkie było moje rozczarowanie kiedy zobaczyłem po ok. 1 km, że na przodzie uszło mi powietrze. Moje nerwy sięgnęły zenitu i czekałem tylko na mały bodziec doprowadzający do wybuchu. Traf chciał, że zdążyłem się opanować i poczłapać do tego spożywczego.

Teraz wstałem z łóżka i próbuje coś wymyśleć bo termometr wykazał godzinę temu temperaturę ciała 39,7 C, którą teraz udało mi się zbić do 38,3 C. Czuję się fatalnie i mam nauczkę, żeby się dobrze wykurować przed pójściem po chorobie na rower. Chyba to wczorajsza wycieczka w chłodzie i deszczu nie wyszła mi na dobre


Dane wyjazdu:
34.50 km 21.00 km teren
01:49 h 18.99 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Błoto...błoto...błoto

Piątek, 2 marca 2007 · dodano: 02.03.2007 | Komentarze 3

Błoto...błoto...błoto

Dzisiejsza trasa przebiegała przez takie miejscowości/miejsca

Łagiewniki
Łagiewniki Nowe
Smardzew
Glinnik
Szczawin

[powrót]
Szczawin
Glinnik
Łagiewniki (żółty szlak)
Jakieś różne drobne ustrojstwa
Arturówek


Pogoda nie zachęcała do jazdy, padający deszcz po którym wyglądało słońce by za moment od nowa się rozpadać, na dodatek temperatura ok. +4 stopni C i średni wiatr. Gdyby zsumować wszystkie przeciwności z którymi trzeba było się borykać na trasie dodatkowo jeszcze mokro a co za tym idzie błota pełno to na pewno nie wyszłoby na przejażdżkę 3/4 osób które znam.

Tylko co tu robić, siedzieć w domu nie bardzo więc innego wyboru nie było jak tylko wsiąść i pojechać gdzieś przed siebie. Jak zawsze celem wyjściowym były Łagiewniki i dalej miejscowości tak jak wyżej napisane. Szczególną uwagę należy zwrócić, że w Szczawinie chyba największym miasteczku/wsi tego rejonu znajduje się kościół a ponadto przechodzi tamtędy odcinek autostrady A2 Kutno-Stryków (coś takiego chyba) Powrót trochę urozmaicony ze względu na wybór nowej nieznanej mi ścieżki i lekkie pobłądzenie wśród mokradeł :))

Wycieczka raczej udana, tylko gdyby ten deszcz tak nie padał, to byłoby świetnie


Dane wyjazdu:
14.60 km 12.00 km teren
00:55 h 15.93 km/h
Max prędkość:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Kalorie: (kcal)
Rower:

Miesiąc Marzec uważam za otwarty

Czwartek, 1 marca 2007 · dodano: 01.03.2007 | Komentarze 3

Miesiąc Marzec uważam za otwarty

Wreszcie na tyle wydobrzałem, że mogłem wyjść pojeździć spokojnie na rowerze. Może nie jestem na tyle zdrowy by kwalifikować się na tą wycieczkę, jednak brak roweru od dłuższego czasu spowodował u mnie takie zgromadzenie energii, że nikt ani nic nie było wstanie mnie powstrzymać, nawet padający deszcz.

Wyjechałem dość późno z domu, ponieważ z niespodziewaną wizytą wpadł do mnie
kuzyn. Dawałem mu delikatne znaki, żeby ruszał tyłek i się zbierał do domu, ale przecież ten burak jak się zasiedział to nawet mu się nie śniło iść (Wiem, że to drogi kuzynie przeczytasz :D), nie no dobrze w sumie dawno się nie widzieliśmy ;)

Wyruszyłem z domu przed 20.00 przy całkowitej ciemnicy i lekkiej mżawce padającej mi na twarz. Udałem się do lasu w celu zbadania jakości ścieżek po ostatnich deszczach, roztopach i tym podobnych ekscesach. W sumie nie było tak źle, zależnie od gruntu tam gdzie latem jest wilgotno teraz były mokradła, natomiast gdzie sucho teraz tylko lekkie błoto poślizgowe. Wszystko oczywiście wychwytywałem za późno ze względu na mizerne oświetlenie jakie dawała moja przednia lampka Mactronic LH5. Jadąc po lesie i słuchając muzyki desperacko zastanawiałem się którą drogę wybrać, żeby nie zostać całkowicie pogrzebany w błocie. Dobrą alternatywą okazała się wycieczka na jeden z punktów widokowych. W zamiarze miałem zrobienie ładnych zdjęć widokowych nocą. Moim głównym planem było pięknie oświetlone centrum Łodzi. Wszystko jednak spaliło na panewce gdy przypomniałem sobie, że przy takich czasach naświetlania niemożliwością jest utrzymać aparat w ręku bez poruszenia. I dlatego strasznie mizerne efekty.




Kiedy zakończyłem podziwianie oświetlonej Łodzi zagłębiłem się trochę w rezerwat parku łagiewnickiego (podobno nie wolno jeździć rowerem po nim) Kiedy spoglądałem w niebo księżyc przypominał mi wciąż i stale, że pora wracać do domu.



Dlatego skręciłem w zbliżającą się ścieżkę która skierowała mnie wciąż mokrymi i błotnistymi drogami do domu.

Przejeżdżając przez mostek w Arturówku cyknąłem fotkę i pognałem dalej